wtorek, 18 czerwca 2024

 

SĘDZISZÓW  BRAHĄ PACHNĄCY

 

 Nie do wiary, że wytwarzanie prostej wódy w ponad 300 ziemiańskich gorzelniach Galicji  zintensyfikowało hodowlę wysokowydajnego bydła mlecznego. Stała za tym „braha” -  pozostałość po odpędzie spirytusu z gorzelnianego  zacieru. To łatwo przyswajalna, białkowa pasza uwielbiana nie tylko przez krowy. Przez całe dziesięciolecia Sędziszów podczas kampanii gorzelnianej „pachniał” brahą  przewożoną w ogromnych beczkach do folwarku w Górze Ropczyckiej.

 

Jak donoszą źródła, gorzelnię wybudowano najprawdopodobniej na  przełomie XIX i XX wieku. Po mariażu w 1879 roku Jana Zdzisława Tarnowskiego z Zofia Potocką, najstarszą córką Artura Potockiego, dobra sędziszowskie i dobra Góra Ropczycka, jako wiano Zofii  znalazły się pod zarządem Tarnowskich. Perłą w koronie tego latyfundium był doskonale administrowany folwark w Górze. Po nieudanym eksperymencie wybudowania w Sędziszowie przez Adama i Artura Potockich cukrowni,  niestety zamkniętej w 1889 roku, głównie z braku buraków,  tym razem pomysł Potockich i Tarnowskiego uruchomienia w Sędziszowie gorzelni przerabiającej łatwe w uprawie ziemniaki,  powiódł się.  

Od lat sześćdziesiątych XIX wieku, kiedy to Galicja otrzymała od Habsburgów ograniczoną jeszcze  autonomię, szczególną uwagę  współczesnych ziemian przyciągał przemysł gorzelniany. Tradycyjna „propinacja”, czyli ochrona prawa do wyrobu i sprzedaży alkoholu na terenie własnych majątków została zastąpiona swobodną, konkurencyjną działalnością gospodarczą. Rozdzielono obszar produkcji alkoholu od jego dystrybucji. Wprowadzono w interesie państwowego fiskusa stały  podatek konsumpcyjny, tym samym  dochody państwa austriackiego znacznie wzrosły. Jednak podatki te nie były rażąco wysokie, bo ich udział w ogólnych dochodach monarchii wynosił ok 18%, podczas gdy np. w Anglii  było to 32%, w USA 29%, a Holandii 19%. Jednak propinacyjny monopol dworski odszedł w niebyt ustępując miejsca spirytusowemu monopolowi państwowemu.

Mimo to przez cały XIX wiek obowiązywał w Galicji model gorzelni rolniczej, ściśle powiązanej z majątkiem ziemskim,   z folwarkiem.  Gorzelnie przerabiając ziemniaki i żyto, zwracały gospodarstwu wywar, czyli tak pożądana „brahę”. Zapotrzebowanie na surowiec intensyfikowało produkcję ziemniaków nie tylko we własnym folwarku, ale też w gospodarstwach sąsiednich. W rezultacie pozwalało na rozwój przemysłowej hodowli bydła, co skutkowało pozyskiwaniem obornika bogatego w azot i sole mineralne, składników intensywnie nawożących pola. Z kolei technologiczne i techniczne metody pracy gorzelni inicjowały postęp techniczno – ekonomiczny w produkcji rolnej , a w efekcie  inwestycje i akumulację kapitału. Nie sposób pominąć oddziaływania  gorzelni rolniczych na poziom gospodarczy wsi galicyjskiej, głównie poprzez utworzenie lokalnego rynku pracy poza sezonem prac polowych.

Przypuszczalnie to właśnie te czynniki wpływały na decyzje inwestycyjne Potockich, a później Tarnowskiego,  właścicieli majątku Góra Ropczycka i dóbr sędziszowskich. Nie „wypaliła” cukrownia głównie z powodu braku trudnych w uprawie buraków cukrowych;  w to miejsce nieco później  powstała prostsza technologicznie gorzelnia przerabiająca powszechnie uprawiane ziemniaki. Wielkotowarowa hodowla bydła mlecznego w folwarku Góra Ropczycka, zamiast wysłodków buraczanych, otrzymała „brahę”,  czyli wywar gorzelniany. Ten sposób zasilania hodowli bydła przetrwał w Górze okres monarchii austriackiej, pierwszą wojnę światową, sanację, niemiecka okupację, okres powojenny  i czasy PGR-u  dyr. Dzikiego.

We wrześniu 1944 roku tuż po parcelacji sędziszowskiej części majętności Tarnowskich nowa władza wydzieliła z niej tzw. resztówkę tj. niewielką część gruntów z  gorzelnią i ustanowiła nad nią zarząd w powstającej dopiero Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Sędziszowie.

W okresie zimy 1944/45 ruszyła pierwsza po wojnie kampania gorzelnicza. Dostawy ziemniaków do fabryki ze zniszczonych niemieckimi kontyngentami chłopskich gospodarstw  były dalece niewystarczające.     Po okupacyjnej, rabunkowej eksploatacji gorzelnia  wymagała bieżących napraw i remontów.  Również brak było doświadczonych technologów - gorzelników i doświadczonej kadry zarządzającej  gospodarką wytwórni.  Stan taki trwał aż do 1949 roku,  kiedy władzom GS-u udało się pozyskać obietnicą dobrych zarobków inż. Michała Celejewskiego.

 

Po kilkudniowej podróży pociągiem towarowym z Chruchciechowa, przyjechaliśmy w 1949 roku do Sędziszowa.  Chruchciechów - jak zapamiętałam -  to urocza  miejscowość  z dużą, murowana  gorzelnią,  położona na uboczu radomskich Białobrzegów - wspomina Maria Celejewska – Jasek córka inż.  Celejewskiego, absolwenta gorzelnictwa w Wyższej Szkoły Rolniczej w Dublanach k. Lwowa. - Ojciec prowadził tam wybudowaną w 1907 roku  nowoczesną gorzelnię.  Jej budowniczym był Ignacy Maksymilian Arkuszewski właściciel liczących  około 800 hektarów dóbr Ryki. Gorzelnia przerabiała głównie ziemniaki czasami żyto. Mieszkaliśmy w dużym, słonecznym czteropokojowym mieszkaniu służbowym, jednak zarobki ojca były niewielkie. Szukał lepiej płatnej pracy tym bardziej, że  jego doświadczenie zawodowe było znaczne. Wcześnie dyrektorował kolejno w dwóch gorzelniach, to jest w Kraczewicach i Snopkowie na Lubelszczyźnie.

Gorzelnia w Chruchciechowie współcześnie.

Zbiory Marii Celejewskiej

Fot. Łukasz Gawin

 

W Sędziszowie zarobki ojca wzrosły. Ale obiecane mieszkanie w modrzewiowym dworku okazało się fikcją. Gnieździły się w nim aż trzy rodziny z dziećmi. My zaś zamieszkaliśmy w budynku gorzelni w jednym pokoju z kuchnią czekając, aż nowy pracodawca ojca wywiąże się z obietnicy -  kontynuuje dalej Maria Celejewska - Niestety ojciec nie doczekał przeprowadzki. Umarł na serce po czterech latach trudnej, stresującej restrukturyzacji fabryki Był to 1953 rok. Zarzadzanie gorzelnią przejęła z marszu moja matka Maria Halina Celejewska z domu Eysmont,  absolwentka elitarnego gimnazjum żeńskiego Sióstr Kanoniczek z Lublina. Rozpoczął się dla nas bardzo trudny okres.  

A tymczasem główny dostawca ziemniaków i główny odbiorca wywaru gorzelnianego to jest PGR z Góry Ropczyckiej staraniem jego ówczesnego dyrektora pana Kaszuba zabiegał o przejęcie gorzelni pod swój zarząd. Zamiar ten kontynuował kolejny dyrektor państwowego  gospodarstwa w Górze pan Sołek. Udało się to dopiero dyr. Dzikiemu, który „nastał” w Górze po 1957 roku, kiedy to stalinowskie doktrynerstwo powoli zaczęło opuszczać polska gospodarkę. Mimo „złych czasów”  wszyscy ci pegeerowscy menedżerowie dążyli do przywrócenia - na wzór dawnych majątków ziemiańskich - ekonomicznie uzasadnionej,  naturalnej symbiozy   hodowlanego gospodarstwa rolnego z gorzelnią. Zapewniało to dostęp do rynku spirytusowego i co najważniejsze dodatkowe dochody ze sprzedaży alkoholu produkowanego w  we własnej fabryce. A pieniądze te ułatwiały inwestycje i rozwój. Przykładem tego był PGR Góra Ropczycka. Pozycja tego  Gospodarstwa w ogólnopolskim rankingu z roku na rok rosła,  na czym korzystała gorzelnia będąca jego częścią. Powoli modernizowała swoją bazę surowcową i park maszynowy.

 

Gorzelnia w Sędziszowie Małopolskim

Ze zbiorów Marii Celejewskiej

 

 

Nie było elektryczności - opowiada dalej - pani Maria Celejewska. Cała fabryka była oświetlana lampami karbidowym, a ich zapach prześladuje mnie do dzisiaj. Maszyny i urządzenia napędzała sprężona para  produkowana w ogromnym kotle opalanym węglem. Kocioł ten był oczkiem w głowie całej załogi gorzelni, ale także Dozoru Technicznego z Krakowa i później z Rzeszowa. Częste inspekcyjne wizyty inż. Hubnera, potem inż. Bolesławskiego zapewniały bezpieczną eksploatację kotła. Po śmierci ojca, mama rzuciła się w wir pracy. Przyuczona wcześniej przez niego do prowadzenia gorzelni radziła sobie znakomicie. W czasie kampanii, która trwała od września do czerwca, pracowała od świtu do późnej nocy. Najgorzej było podczas skupu ziemniaków. Odbiór surowca, ważenie, wystawianie chłopom asygnat do banku, dopilnowywanie produkcji, magazynowanie będącego pod kontrolą skarbową spirytusu i odstawianie go do wagonów kolejowych no i  na bieżąco  sprzedaż „brahy” zabierały nam mamę. W GS zauważono ten nadmierny wysiłek i do pomocy mamie przyjęto zastępcę ds. administracyjnych i surowcowych.

Pierwszym z nich był pan Mieczysław Koprowski, później nauczyciel w Technikum Mleczarskim w Rzeszowie, kolejny to pan Antoni Binkowski nauczyciel angielskiego w   powstałym  po wojnie Liceum Ogólnokształcącym w Sędziszowie, żołnierz AK i WiN aresztowany przez UB , więziony do 1956 roku we Wronkach i ostatni to pan Zbigniew Tobiasz późniejszy wicedyrektor Fabryki Filtrów.

A my nadal mieszkałyśmy we trzy z młodszą siostrą w biurze gorzelni. Abym mogła  się uczyć chodziłam do drożdżowni gdzie było ciepło, jasno i cicho. Dopiero w 1961 roku przeniosłyśmy się do dworku, który miał być naszym lokum od początku pobytu w Sędziszowie. Warunki mieszkaniowe poprawiły się radykalnie, ale mama  pracowała tak jak zawsze. Bez wytchnienia.

                                                                    

                                            Pani Maria Halina Celejewska z d. Eysmont

                                                  Długoletnia szefowa Gorzelni w Sędziszowie Młp

                                                            Ze zbiorów rodziny Celejewskich.

 

 

Swoje praktyczne, gorzelniane  kwalifikacje  pani Maria Halina Celejewska potwierdziła ukończonym w 1956 roku trzymiesięcznym kursem kierowników gorzelni. Wykłady miały miejsce w zabytkowym kompleksie rolno-spożywczym w Niechcicach  z drożdżownią, browarem, winiarnią i gorzelnią na czele. Kurs ten ukończyła z wyróżnieniem. Pod jej zarządem, przez lata,  sędziszowska gorzelnia produkowała w okresie kampanii około 10.000 litrów spirytusu gorzelnianego na miesiąc. Całą produkcję odstawiano, pod ścisłą kontrolą akcyzową, do Fabryki Wódek w Łańcucie. Tam spirytus rektyfikowano i przeznaczano na miejscu do produkcji wódek.  Uzyskane fuzle wykorzystywał  przemysł farmaceutyczny i perfumeryjny. A gorzelniany wywar „brahę” zjadały pegeerowskie krowy, ale także zwierzęta hodowane w okolicznych gospodarstwach chłopskich.

Gorzelnia przez dziesięciolecia czerpała wodę technologiczną ze stawu Skrzynczyna. Jednak kiedy staw zaczął wysychać, zdecydowano się na budowę własnej studni głębinowej. Inwestycja ta wymusiła elektryfikację fabryki. Stopniowo wymieniano lub solidnie remontowano jej park maszynowy. Wydajna wytwórnia spirytusu była źródłem przychodów  jej właściciela czyli PGR-u Góra Ropczycka,  zaś gorzelniany wywar to uzyskiwana stosunkowo niskim kosztem pasza dla pegeerowskiego stada bydła mlecznego. Zapoczątkowany w XIX wieku w ziemiańskich majątkach produkcyjno – finansowy model gospodarstwa   gorzelnianego w powojennych realiach sprawdzał się znakomicie.

Pani Maria Halina Celejewska po ćwierćwieczu szefowania gorzelni w najtrudniejszych dla niej czasach,  zmęczona,  odeszła na emeryturę. Był to rok 1977. Epoka pani dyr. Celejewskiej w sędziszowskiej gorzelni dobiegła końca. Lecz jej twardość charakteru i profesjonalizm, w epoce męskiej dominacji na kierowniczych stanowiskach pozostawił, u jej partnerów biznesowych podziw i szacunek. Wkrótce dyrekcja PGR-u powołała na to stanowisko pana Jana Kozaka. Wytwórnia  produkowała nadal spirytus i „brahę”, aż do czasu kiedy Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa rozpoczęła prywatyzację Państwowych Gospodarstw Rolnych  w tym gospodarstwa z Góry Ropczyckiej. Gorzelnię zamknięto w 1998 roku i  wkrótce, po blisko 100 latach funkcjonowania, sprzedano. Jednak nowy właściciel nie podjął działalności produkcyjnej i tym samym gorzelniane umiejętności i tradycje gospodarstwa gorzelnianego  z Góry powoli odchodzą w niepamięć.     

 

Andrzej Antoni Skarbek

Stowarzyszenie Historyczne „Odrowąż”