SĘDZISZOWSKIE ZAPUSTY
„Powiedzcie tam ślepej środzie, niech nas
poczka na ogrodzie; dajcie jej tam barszczu z bobem niech se idzie z Panem
Bogiem” Tak śpiewano w Wolicy Ługowej jeszcze 100 lat temu i wcześniej gdy o
północy we wtorek witano środę popielcową po zapustnej, trzydniowej zabawie.
Rozchodzono się do domów z żalem za „szaloną zabawą”, gdzie pito i jedzono bez umiaru, a na
Przedmieściu pito aż tyle razy „ile kot
ogonem ruszył”
ZAPUSTY
Przed karczmą - Józefa Chełmońskieg
Zapusty to czas zabaw, tańców, psot i maskarad znany w polskiej tradycji od średniowiecza. To też koniec karnawału, czasu nazwanego tak od włoskiego „carne vale” czyli „mięso żegnaj”. Początki karnawałowych szaleństw sięgają czasów średniowiecza i zaowocowały powstaniem przebogatej obrzędowości, wyrosłej na gruncie narodowych zwyczajów zarówno w miastach, w szlacheckich dworach oraz chłopskich chatach. Od niedzielnego południa do północy we wtorek muzyka tętniła nieprzerwanie w wiejskich karczmach gdzie pito i jedzono jakby na zapas, szykując się do „głodu” w okresie postu. Wierzono powszechnie, że „kto w zapusty nie zje choćby trochę mięsa tego komary niechybnie przez lato zjedzą”.
Jak wspomina przedwojenny etnograf dr
Jerzy Fierich, w sędziszowskich wsiach
jeszcze przed zapustami żydzi -
arendarze wyjeżdżali na wieś aby zbierać,
„mąkę, chleb, kiełbasy i gadzinę na bogate w jadło” na przyjęcie gości. Wszak zabawa miała trwać
aż trzy dni!
W niedziele „zapustną” karczmarze
sprowadzali muzykantów, koniecznie skrzypce i basy, przy których tańczono do
upadłego, z przerwami na picie i jedzenie, aż do środy popielcowej. W Ociece w
niedzielę w południe zabawę inicjował żyd - arendarz. Wpierw tańczył ze swoją
żoną, a zaraz potem częstował gości wódką. Po tańcu szedł za „szynkwas” i
kończąc częstowanie zaczynał wódkę sprzedawać. A „miał taką sikawkę jak strzelbę, trzymał ją na ramieniu, a do niej
naciągał wódkę z beczki i nalewał do flaszeczek po szóstce”
Bawili się głównie mężczyźni. W
Ociece i Czarnej, aby zabawy nie przerywać, żony przynosiły im obiady do
karczmy. Mimo, że zwyczajowo w niedzielę zabawa przeznaczona była dla kmieci,
poniedziałek dla zagrodników, a we wtorek dla komorników, parobków i młodzieży, to jednak bawiono się wspólnie, bez względu
na wiek i stan majątkowy. Niekiedy, tak
jak na Przedmieściu, zapusty
obchodzono nie w karczmie, a w domach.
W czasie zapustów tzw. ostatków
powszechnie smażono pączki, faworki i bliny. Barwne korowody przebierańców
koniecznie z udziałem postaci cygana, żyda i żebraka stanowiły tło zimowych
scenerii polskich wsi. Byli mile witani bowiem chodząc od domu do domu,
urządzając różne psoty przynosili dobrobyt w nowym roku. Nieźle na tym
zarabiali, a co zarobili przepijali. W Sielcu w czasie zapustów chodziły tak zwane „zapustne draby” Na przykład w
Kawęczynie zbierało się ich aż piętnastu. „Przewodził
im tzw. kotny, opakowany grubo słomą i obwiązany
w dwie płachty oraz jego kochanka (przebrany mężczyzna) , którzy czynili
rozmaite bezwstydne wybryki; nawet na oczach dzieci”. Obowiązkowo w skład
„drabów” wchodzili: żyd, który udając
chęć kupowania, kradł z innymi co wpadło im w ręce, cudacznie przebrany wróż,
który każdemu wróżył, muzykant – skrzypek, a w Wolicy Piaskowe pachołek, który
dużym batem z postronka okładał każdego spotkanego. W Wolicy Ługowej zaś w skład „bandy drabów” obowiązkowo wchodziło dwóch turków. Zapusty nie dla wszystkich były jednak miłym
świętem. Stare panny odwiedzali chłopcy,
którzy przyciągali kloc do domu niezamężnych. Taka panna mogła się wykupić
płacąc psotnikom niewielką kwotę. Jeżeli zaś tego nie zrobiła musiała sama turlać
kloc do następnego domu, w którym
mieszkała niezamężna dziewczyna. Była to kara dla singielki za
niepodjęcie w porę obowiązku założenia rodziny.
Ostatecznie czas zapustowej zabawy
kończył się w środę popielcową. Wieczorem w Czarnej, Ociece, na Przedmieściu
odbywało się tzw. „ciągnienie ostatków”. Wypijano i zjadano wszystko to, co
pozostało po szalonych, zapustowych dniach. Kobiety szorowały popiołem garnki,
aby usunąć z nich najmniejsze ślady słoniny i mięsa. Skończył się radosny okres zapustów.
Rozpoczęto przygotowania do Wielkiego Postu.
W ocenie etnografów zapustowa
tradycja zaczęła zanikać już w latach 50 ubiegłego wieku. Zniknęły żydowskie
karczmy, rzesze ludzi przeniosły się ze wsi do miast. Niekiedy te zapomniane
dzisiaj obyczaje przypomina się w skansenach lub na ludowych festynach.
Pozostały tylko w domach faworki i pączki, a tylko gdzieniegdzie w
restauracjach organizuje się „ostatkowe zabawy”. Tyle pozostało z
autentycznych, pełnokrwistych, szalonych i dzikich harców jakie przez stulecia
towarzyszyły mieszkańcom polskich wsi przed czterdziestodniowym okresem postu.
Niestety, historia dzieje się na naszych
oczach. Każde „dzisiaj, jutro stanie się „wczoraj”. I o tym warto pamiętać.
Andrzej Antoni Skarbek
Stowarzyszenie Historyczne
Odrowąż.
W tekście wykorzystano
„PRZESZŁOŚĆ WSI POWIATU
ROPCZYCKIEGO W USTACH ICH MIESZKAŃCÓW”
Dr Jerzy Fierich.
Ropczyce 1936 r.