𝐖𝐲𝐬𝐭𝐚𝐰𝐚 "𝐒𝐚𝐜𝐫𝐮𝐦 𝐢 𝐏𝐫𝐨𝐟𝐚𝐧𝐮𝐦" 𝐊𝐚𝐳𝐢𝐦𝐢𝐞𝐫𝐳𝐚 𝐂𝐳𝐚𝐩𝐤𝐢 - 𝐎𝐭𝐰𝐚𝐫𝐜𝐢𝐞 𝐩𝐞ł𝐧𝐞 𝐞𝐦𝐨𝐜𝐣𝐢!



Celem STOWARZYSZENIA jest badanie i promocja historii miasta i gminy Sędziszów Małopolski, a także podnoszenie wśród społeczności lokalnej i nie tylko, wiedzy o przeszłości miasta, w tym o znaczących postaciach, które na przestrzeni lat odcisnęły swój ślad w jego historii. A także budowanie lokalnego patriotyzmu i społecznych więzi z małą ojczyzną oraz działanie na rzecz przyszłości i wszechstronnego rozwoju rzeczonego Miasta i Gminy.
𝐖𝐲𝐬𝐭𝐚𝐰𝐚 "𝐒𝐚𝐜𝐫𝐮𝐦 𝐢 𝐏𝐫𝐨𝐟𝐚𝐧𝐮𝐦" 𝐊𝐚𝐳𝐢𝐦𝐢𝐞𝐫𝐳𝐚 𝐂𝐳𝐚𝐩𝐤𝐢 - 𝐎𝐭𝐰𝐚𝐫𝐜𝐢𝐞 𝐩𝐞ł𝐧𝐞 𝐞𝐦𝐨𝐜𝐣𝐢!
SĘDZISZÓW BRAHĄ
PACHNĄCY
Nie do wiary, że wytwarzanie prostej wódy w
ponad 300 ziemiańskich gorzelniach Galicji
zintensyfikowało hodowlę wysokowydajnego bydła mlecznego. Stała za tym
„braha” - pozostałość po odpędzie
spirytusu z gorzelnianego zacieru. To łatwo
przyswajalna, białkowa pasza uwielbiana nie tylko przez krowy. Przez całe
dziesięciolecia Sędziszów podczas kampanii gorzelnianej „pachniał” brahą przewożoną w ogromnych beczkach do folwarku w
Górze Ropczyckiej.
Jak donoszą źródła, gorzelnię wybudowano najprawdopodobniej
na przełomie XIX i XX wieku. Po mariażu w
1879 roku Jana Zdzisława Tarnowskiego z Zofia Potocką, najstarszą córką Artura
Potockiego, dobra sędziszowskie i dobra Góra Ropczycka, jako wiano Zofii znalazły się pod zarządem Tarnowskich. Perłą w
koronie tego latyfundium był doskonale administrowany folwark w Górze. Po
nieudanym eksperymencie wybudowania w Sędziszowie przez Adama i Artura
Potockich cukrowni, niestety zamkniętej
w 1889 roku, głównie z braku buraków, tym razem pomysł Potockich i Tarnowskiego uruchomienia
w Sędziszowie gorzelni przerabiającej łatwe w uprawie ziemniaki, powiódł się.
Od lat sześćdziesiątych XIX wieku, kiedy to Galicja
otrzymała od Habsburgów ograniczoną jeszcze autonomię, szczególną uwagę współczesnych ziemian przyciągał przemysł
gorzelniany. Tradycyjna „propinacja”, czyli ochrona prawa do wyrobu i sprzedaży
alkoholu na terenie własnych majątków została zastąpiona swobodną,
konkurencyjną działalnością gospodarczą. Rozdzielono obszar produkcji alkoholu
od jego dystrybucji. Wprowadzono w interesie państwowego fiskusa stały podatek konsumpcyjny, tym samym dochody państwa austriackiego znacznie
wzrosły. Jednak podatki te nie były rażąco wysokie, bo ich udział w ogólnych
dochodach monarchii wynosił ok 18%, podczas gdy np. w Anglii było to 32%, w USA 29%, a Holandii 19%. Jednak
propinacyjny monopol dworski odszedł w niebyt ustępując miejsca spirytusowemu
monopolowi państwowemu.
Mimo to przez cały XIX wiek obowiązywał w Galicji
model gorzelni rolniczej, ściśle powiązanej z majątkiem ziemskim, z folwarkiem. Gorzelnie przerabiając ziemniaki i żyto,
zwracały gospodarstwu wywar, czyli tak pożądana „brahę”. Zapotrzebowanie na
surowiec intensyfikowało produkcję ziemniaków nie tylko we własnym folwarku,
ale też w gospodarstwach sąsiednich. W rezultacie pozwalało na rozwój
przemysłowej hodowli bydła, co skutkowało pozyskiwaniem obornika bogatego w
azot i sole mineralne, składników intensywnie nawożących pola. Z kolei
technologiczne i techniczne metody pracy gorzelni inicjowały postęp techniczno
– ekonomiczny w produkcji rolnej , a w efekcie
inwestycje i akumulację kapitału. Nie sposób pominąć oddziaływania gorzelni rolniczych na poziom gospodarczy wsi
galicyjskiej, głównie poprzez utworzenie lokalnego rynku pracy poza sezonem
prac polowych.
Przypuszczalnie to właśnie te czynniki wpływały na
decyzje inwestycyjne Potockich, a później Tarnowskiego, właścicieli majątku Góra Ropczycka i dóbr
sędziszowskich. Nie „wypaliła” cukrownia głównie z powodu braku trudnych w
uprawie buraków cukrowych; w to miejsce
nieco później powstała prostsza
technologicznie gorzelnia przerabiająca powszechnie uprawiane ziemniaki.
Wielkotowarowa hodowla bydła mlecznego w folwarku Góra Ropczycka, zamiast
wysłodków buraczanych, otrzymała „brahę”, czyli wywar gorzelniany. Ten sposób zasilania hodowli
bydła przetrwał w Górze okres monarchii austriackiej, pierwszą wojnę światową,
sanację, niemiecka okupację, okres powojenny i czasy PGR-u
dyr. Dzikiego.
We wrześniu 1944 roku tuż po parcelacji sędziszowskiej
części majętności Tarnowskich nowa władza wydzieliła z niej tzw. resztówkę tj.
niewielką część gruntów z gorzelnią i
ustanowiła nad nią zarząd w powstającej dopiero Gminnej Spółdzielni Samopomoc
Chłopska w Sędziszowie.
W okresie zimy 1944/45 ruszyła pierwsza po wojnie
kampania gorzelnicza. Dostawy ziemniaków do fabryki ze zniszczonych niemieckimi
kontyngentami chłopskich gospodarstw
były dalece niewystarczające.
Po okupacyjnej, rabunkowej eksploatacji gorzelnia wymagała bieżących napraw i remontów. Również brak było doświadczonych technologów
- gorzelników i doświadczonej kadry zarządzającej gospodarką wytwórni. Stan taki trwał aż do 1949 roku, kiedy władzom GS-u udało się pozyskać
obietnicą dobrych zarobków inż. Michała Celejewskiego.
Po
kilkudniowej podróży pociągiem towarowym z Chruchciechowa, przyjechaliśmy w
1949 roku do Sędziszowa. Chruchciechów -
jak zapamiętałam - to urocza miejscowość
z dużą, murowana gorzelnią, położona na uboczu radomskich Białobrzegów - wspomina Maria Celejewska – Jasek córka inż. Celejewskiego, absolwenta gorzelnictwa w
Wyższej Szkoły Rolniczej w Dublanach k. Lwowa. - Ojciec prowadził tam wybudowaną w 1907 roku nowoczesną gorzelnię. Jej budowniczym był Ignacy Maksymilian Arkuszewski
właściciel liczących około 800 hektarów dóbr
Ryki. Gorzelnia przerabiała głównie ziemniaki czasami żyto. Mieszkaliśmy w
dużym, słonecznym czteropokojowym mieszkaniu służbowym, jednak zarobki ojca
były niewielkie. Szukał lepiej płatnej pracy tym bardziej, że jego doświadczenie zawodowe było znaczne.
Wcześnie dyrektorował kolejno w dwóch gorzelniach, to jest w Kraczewicach i
Snopkowie na Lubelszczyźnie.
Gorzelnia w Chruchciechowie współcześnie.
Zbiory Marii Celejewskiej
Fot. Łukasz Gawin
W Sędziszowie
zarobki ojca wzrosły. Ale obiecane mieszkanie w modrzewiowym dworku okazało się
fikcją. Gnieździły się w nim aż trzy rodziny z dziećmi. My zaś zamieszkaliśmy w
budynku gorzelni w jednym pokoju z kuchnią czekając, aż nowy pracodawca ojca
wywiąże się z obietnicy - kontynuuje dalej Maria Celejewska - Niestety ojciec nie doczekał przeprowadzki.
Umarł na serce po czterech latach trudnej, stresującej restrukturyzacji fabryki
Był to 1953 rok. Zarzadzanie gorzelnią przejęła z marszu moja matka Maria
Halina Celejewska z domu Eysmont, absolwentka
elitarnego gimnazjum żeńskiego Sióstr Kanoniczek z Lublina. Rozpoczął się dla
nas bardzo trudny okres.
A tymczasem główny dostawca ziemniaków i główny
odbiorca wywaru gorzelnianego to jest PGR z Góry Ropczyckiej staraniem jego
ówczesnego dyrektora pana Kaszuba zabiegał o przejęcie gorzelni pod swój zarząd.
Zamiar ten kontynuował kolejny dyrektor państwowego gospodarstwa w Górze pan Sołek. Udało się to
dopiero dyr. Dzikiemu, który „nastał” w Górze po 1957 roku, kiedy to stalinowskie
doktrynerstwo powoli zaczęło opuszczać polska gospodarkę. Mimo „złych
czasów” wszyscy ci pegeerowscy menedżerowie
dążyli do przywrócenia - na wzór dawnych majątków ziemiańskich - ekonomicznie
uzasadnionej, naturalnej symbiozy hodowlanego
gospodarstwa rolnego z gorzelnią. Zapewniało to dostęp do rynku spirytusowego i
co najważniejsze dodatkowe dochody ze sprzedaży alkoholu produkowanego w we własnej fabryce. A pieniądze te ułatwiały
inwestycje i rozwój. Przykładem tego był PGR Góra Ropczycka. Pozycja tego Gospodarstwa w ogólnopolskim rankingu z roku
na rok rosła, na czym korzystała
gorzelnia będąca jego częścią. Powoli modernizowała swoją bazę surowcową i park
maszynowy.
Gorzelnia w Sędziszowie Małopolskim
Ze zbiorów Marii Celejewskiej
Nie było
elektryczności - opowiada dalej - pani
Maria Celejewska. Cała fabryka była
oświetlana lampami karbidowym, a ich zapach prześladuje mnie do dzisiaj. Maszyny
i urządzenia napędzała sprężona para
produkowana w ogromnym kotle opalanym węglem. Kocioł ten był oczkiem w
głowie całej załogi gorzelni, ale także Dozoru Technicznego z Krakowa i później
z Rzeszowa. Częste inspekcyjne wizyty inż. Hubnera, potem inż. Bolesławskiego
zapewniały bezpieczną eksploatację kotła. Po śmierci ojca, mama rzuciła się w
wir pracy. Przyuczona wcześniej przez niego do prowadzenia gorzelni radziła
sobie znakomicie. W czasie kampanii, która trwała od września do czerwca,
pracowała od świtu do późnej nocy. Najgorzej było podczas skupu ziemniaków.
Odbiór surowca, ważenie, wystawianie chłopom asygnat do banku, dopilnowywanie
produkcji, magazynowanie będącego pod kontrolą skarbową spirytusu i odstawianie
go do wagonów kolejowych no i na
bieżąco sprzedaż „brahy” zabierały nam
mamę. W GS zauważono ten nadmierny wysiłek i do pomocy mamie przyjęto zastępcę
ds. administracyjnych i surowcowych.
Pierwszym z nich był pan Mieczysław Koprowski, później
nauczyciel w Technikum Mleczarskim w Rzeszowie, kolejny to pan Antoni Binkowski
nauczyciel angielskiego w powstałym po wojnie Liceum Ogólnokształcącym w
Sędziszowie, żołnierz AK i WiN aresztowany przez UB , więziony do 1956 roku we
Wronkach i ostatni to pan Zbigniew Tobiasz późniejszy wicedyrektor Fabryki
Filtrów.
A my nadal
mieszkałyśmy we trzy z młodszą siostrą w biurze gorzelni. Abym mogła się uczyć chodziłam do drożdżowni gdzie było
ciepło, jasno i cicho. Dopiero w 1961 roku przeniosłyśmy się do dworku, który
miał być naszym lokum od początku pobytu w Sędziszowie. Warunki mieszkaniowe
poprawiły się radykalnie, ale mama pracowała
tak jak zawsze. Bez wytchnienia.
Pani Maria Halina Celejewska z d. Eysmont
Długoletnia szefowa Gorzelni w Sędziszowie Młp
Ze zbiorów rodziny Celejewskich.
Swoje praktyczne, gorzelniane kwalifikacje
pani Maria Halina Celejewska potwierdziła ukończonym w 1956 roku
trzymiesięcznym kursem kierowników gorzelni. Wykłady miały miejsce w zabytkowym
kompleksie rolno-spożywczym w Niechcicach
z drożdżownią, browarem, winiarnią i gorzelnią na czele. Kurs ten
ukończyła z wyróżnieniem. Pod jej zarządem, przez lata, sędziszowska gorzelnia produkowała w okresie
kampanii około 10.000 litrów spirytusu gorzelnianego na miesiąc. Całą produkcję
odstawiano, pod ścisłą kontrolą akcyzową, do Fabryki Wódek w Łańcucie. Tam
spirytus rektyfikowano i przeznaczano na miejscu do produkcji wódek. Uzyskane fuzle wykorzystywał przemysł farmaceutyczny i perfumeryjny. A
gorzelniany wywar „brahę” zjadały pegeerowskie krowy, ale także zwierzęta
hodowane w okolicznych gospodarstwach chłopskich.
Gorzelnia przez dziesięciolecia czerpała wodę
technologiczną ze stawu Skrzynczyna. Jednak kiedy staw zaczął wysychać,
zdecydowano się na budowę własnej studni głębinowej. Inwestycja ta wymusiła
elektryfikację fabryki. Stopniowo wymieniano lub solidnie remontowano jej park
maszynowy. Wydajna wytwórnia spirytusu była źródłem przychodów jej właściciela czyli PGR-u Góra Ropczycka, zaś gorzelniany wywar to uzyskiwana
stosunkowo niskim kosztem pasza dla pegeerowskiego stada bydła mlecznego.
Zapoczątkowany w XIX wieku w ziemiańskich majątkach produkcyjno – finansowy
model gospodarstwa gorzelnianego w
powojennych realiach sprawdzał się znakomicie.
Pani Maria Halina Celejewska po ćwierćwieczu szefowania
gorzelni w najtrudniejszych dla niej czasach, zmęczona,
odeszła na emeryturę. Był to rok 1977. Epoka pani dyr. Celejewskiej w
sędziszowskiej gorzelni dobiegła końca. Lecz jej twardość charakteru i
profesjonalizm, w epoce męskiej dominacji na kierowniczych stanowiskach
pozostawił, u jej partnerów biznesowych podziw i szacunek. Wkrótce dyrekcja
PGR-u powołała na to stanowisko pana Jana Kozaka. Wytwórnia produkowała nadal spirytus i „brahę”, aż do
czasu kiedy Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa rozpoczęła prywatyzację Państwowych
Gospodarstw Rolnych w tym gospodarstwa z
Góry Ropczyckiej. Gorzelnię zamknięto w 1998 roku i wkrótce, po blisko 100 latach funkcjonowania,
sprzedano. Jednak nowy właściciel nie podjął działalności produkcyjnej i tym
samym gorzelniane umiejętności i tradycje gospodarstwa gorzelnianego z Góry powoli odchodzą w niepamięć.
Andrzej Antoni Skarbek
Stowarzyszenie Historyczne „Odrowąż”
DZIEJE HARDEGO
FOLWARKU
Nieopodal Sędziszowa, na południowy zachód z
ratuszowej wieży patrząc, umościła się „przydworska” Góra, dzisiaj tylko Ropczycka,
zawsze jednak Królewska. Już ponad 450 lat temu należała bowiem jako
królewszczyzna do ostatniego Piasta, króla Kazimierza Wielkiego. Prawdziwie stara
to wieś i rozsławiona Katarzyną hr. Starzeńską, piękną
córką Gabriela hr. Bobronicz – Jaworskiego. Była ulubienicą cesarzowej arystokracji, księżnej Izabeli
Lubomirskiej z Łańcuta. Katarzyna,
nazywana przez księżną Izabelę „La belle Gabriele” rozrzutnie korzystała z dochodów „państwa
ropczyckiego”, a głównie z doskonale administrowanego folwarku w Górze, którego rozległe ziemie otaczały okazały dwór.
PRYWATYZACJA PIERWSZA
Dobre administrowanie stało się atrybutem królewskiej majętności w Górze. Kolejni dzierżawcy, głównie Potoccy herbu Pilawa, a po sprywatyzowaniu, tj. sprzedaży królewszczyzny przez Austriaków Marcelemu Wyszkowskiemu, jej kolejni właściciele: Gabriel Jaworski, jego córka Katarzyna z Jaworskich Starzeńska, potem Ksawery i Kazimierz Starzeńscy i znowu Potoccy by wreszcie przejść w ręce Tarnowskich z Dzikowa – wszyscy oni zatrudniali profesjonalną kadrę administrującą i zarządzającą rozległymi dobrami z Górą na czele. Byli to profesjonaliści czystej wody miedzy innymi: Ignacy Deissenberg, Sydon Roth, Bronisław Czerny, Czesław Gwarecki i Feliks Szczęsny Sandoz. Świadczą o tym zachowane w archiwum na Wawelu opinie i księgi rachunkowe dotyczące miedzy innymi folwarku w Górze. Poniżej Gabriel hr. Jaworski - miniatura z epoki.
UPAŃSTWOWIENIE
PO NIEMIECKU
Zainwestowano w unowocześnienie parku maszyn rolniczych oraz rozbudowano
i dobudowano skrzydła dworu. Wysiłki te jednak przerwała wojna. We wrześniu
1939 roku Andrzej Tarnowski wraz z żoną Zofią wyjechali przez Bałkany,
Palestynę, Egipt do Anglii. Majątek w Górze przejęła III Rzesza; wszedł w posiadanie
Generalnej Guberni jako nieruchomość porzucona, Liegenschaft. Intensywnie eksploatowana przez okupanta zaczęła zaspakajać wojenne potrzeby
hitlerowskiej armii. Znalazła się w
samym centrum niemieckiej polityki rolnej wobec ziemiańskich majątków tj. dążenia
do intensyfikacji produkcji. Służyły temu preferencje podatkowe, wyposażanie
gospodarstw w maszyny i narzędzia rolnicze, wprowadzano wydajniejsze odmiany
roślin uprawnych i rasy zwierząt gospodarskich. Zastosowano rygorystyczny system kontroli
produkcji, wygórowane kontyngenty obowiązkowych dostaw oraz drakońskie kary za
uchybienia nałożonym limitom. Mimo tego wygospodarowywane
w majątkach nadwyżki żywności zasilały miasta, a także potrzeby Armii Krajowej.
Nie udało się bezspornie ustalić, czy
zawłaszczony przez III Rzeszę majątek
Tarnowskich wypełniał konspiracyjnie tę patriotyczną misję. Jest to jednak
wielce prawdopodobne.
UPAŃSTWOWIENIE PO POLSKU
Jeszcze walczy powstańcza Warszawa,
stanęła na pół roku wielka operacja wiślańsko-odrzańska Armii Czerwonej, za
wyzwoloną od Niemców pod koniec sierpnia
Dębicą zatrzymują się żołnierze skrwawionego
I Frontu Ukraińskiego marszałka Koniewa, a już 6 września 1944 roku powołany przez PKWN w Lublinie Rząd
Tymczasowy z Osóbką Morawskim na
czele wydaje dekret 1944b o
przeprowadzeniu reformy rolnej. Był to pierwszy krok ku radykalnym zmianom w
rolnictwie na terenie Polski po II wojnie światowej. Do głównych założeń tej
reformy należało tzw. „upełnorolnienie” gospodarstw chłopskich do powierzchni 5
hektarów ziemią pochodzącą z parcelacji ziemiańskich majątków, jakie stały się własnością
nowego Państwa (około 3,5 mln ha) na mocy administracyjnego, bez odszkodowania, wywłaszczenia z nich ziemian. .
O jawnym zaborze mienia i o tym, które
tereny kwalifikowały się pod reformę rolną decydowały nowo powołane urzędy
ziemskie. Skutki reformy rolnej były opłakane. Sytuacja chłopów poprawiła się w
niewielkim stopniu. Rozgrabiono dwory i
pałace, które w następstwie tego popadły w ruinę. Niektórzy ziemianie, którzy nie wyemigrowali
wcześniej poza Polskę, zostali uwięzieni, a nawet wywiezieni na Wschód. Represje
dotykały również chłopów, którzy odmawiali udziału w rabunku dworów czy
parcelacji ziemi. Zasoby pozostałe po
parcelacji i pod zarządem powołanego w
1945 roku Państwowego Zarządu Nieruchomości Ziemskich, po kolejnych zmianach
nazewnictwa i nadzoru, w styczniu 1949 wniesiono
do Państwowego Funduszu Ziemi (około 2,3
mln ha). Z tych zasobów tworzono Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR-y), od 1951 roku podlegające Ministerstwu Państwowych Gospodarstw Rolnych, wkrótce
Ministrowi Rolnictwa i Reform Rolnych, w terenie działającemu poprzez
wojewódzkie i powiatowe urzędy ziemskie.
HARDA GÓRA
Jak zatem nowa władza potraktowała
majątek pozostawiony przez hrabiostwo Tarnowskich i opuszczony w panice przez
niemieckiego okupanta? Wiadomo że folwark, który przed wojna był największym dochodowym
przedsiębiorstwem rolnym rodziny Tarnowskich, nie został rozparcelowany.
Dlaczego? Czy powstał w majątku Komitet Folwarczny, który przejął zarzadzanie
majątkiem? Kto został jego przewodniczącym?
Ze strzępów wspomnień osób związanych
z Górą i tamtejszym przedsiębiorstwem
rolnym Tarnowskich wyłania się szczególny obraz wsi i jej mieszkańców. Do
dzisiaj, wspomina się Ignacego Deissenberga prowadzącego je na przełomie XIX i
XX wieku. Miał być jego wybitnym zarządcą i organizatorem produkcji rolniczej.
Model zarządzania majątkiem powielali kolejni administratorzy tych dóbr, i jak
się wydaje, obowiązywał również podczas
okupacji niemieckiej. Wówczas majątkiem administrował człowiek o nazwisku
Schyc. Prawdopodobnie model ten stosowano
w okresie od 1944 roku do 1952 roku kiedy
to folwark Góra Ropczycka oczekiwał na utworzenie Państwowego Gospodarstwa Rolnego. Administrowali nim kolejno pan
Kaszub, a po nim pan Sołek. Zarządczy model Deissenberga ,w pełni aprobowany
przez rodzinę Tarnowskich z hr. Zdzisławem Tarnowskim z Dzikowa na czele
zakładał budowanie wielorakich, dobrych relacji z pracownikami folwarku. Taka
kultura stosunków właścicielsko – pracowniczych w majątku utrwaliła się, i być
może, uchroniła folwark od rozparcelowania.
Uosobieniem takich relacji był Franciszek Pazdan, autorytet wśród mieszkaniec
wsi i pracowników folwarku, człowiek o koncyliacyjnym charakterze oraz
przyjaciel rodziny Tarnowskich. O przyjaźnie tej zaświadcza inskrypcja
na grobie syna hrabiostwa Tarnowskich Andrzeja, ufundowana przez jego matkę
Zofię Tarnowską. Grób znajduje się na
cmentarzu w Górze Ropczyckiej.
Inskrypcja głosi: KOCHANEMU, NAJWIERNIEJSZEMU Z PRZYJACIÓŁ NA WIECZNĄ PAMIĘĆ – ZOFIA TARNOWSKA.
Wspomina
pan Józef Jaworek, jeden z najstarszych
mieszkańców Góry: To Franciszek namówił
pracowników folwarku i resztę społeczności Góry Ropczyckiej, aby zamiary parcelacyjne nowej władzy co do
folwarku nie doszły do skutku. Należy sądzić, że chęć kontynuacji pracy w
doskonale zorganizowanym przedsiębiorstwie rolnym, gwarantującym ustabilizowane życie
fornalskich rodzin - za aprobatą społeczności wiejskiej - przeważyła nad chęcią
posiadania lub powiększania własnego
gospodarstwa. Podsumowuje krótko pan Józef Jaworek - nie było chętnych na cudzą ziemię. To byli dumni ludzie.
Taka argumentacja przekazywana powiatowemu komisarzowi
ziemskiemu w Dębicy Stanisławowi
Pemińskiemu przez Franciszka Pazdana,
zaufanego przyjaciela Tarnowskich,
a przez Pemińskiego, powiatowym władzom
PPR przyniosła skutek. Folwark Góra Ropczycka
z okrojonym nieco areałem do około 200 ha ziemi nie uległ dekretowi 1044b o
reformie rolnej z września 1944 roku i
nie został rozparcelowany.
W ORGANIZACYJNYM
ZAWIESZENIU…
Mogło by się wydawać, że do Góry wraca
spokój. Choć hrabiostwo Tarnowscy już dawno wyjechali, uciekła niemiecka administracja majątku, Sowieci wrócili na wschód, brygady parcelacyjne rozdzieliły „okołofolwarczną” ziemię z „dóbr sędziszowskich”, przeznaczoną
do parcelacji przez powiatowy urząd ziemski w Dębicy, a państwowy administrator
objął folwark w tymczasowy zarząd, to
nie było oczywiste jak będzie nim zarządzał i jak długo. Pierwszym powojennym,
administratorem gospodarstwa został pan Kaszub, a po nim dyr. Sołek. Wspomina inż.
Jan Mazan, syn Marcelego, gospodarza i
dworskiego stolarza - Sołek zarządzał nim
wzorowo. Cechowała go dbałość nie tylko o folwarczne zabudowania produkcyjne,
ale również o dwór i zabudowania z nim związane w których urządził mieszkania dla
pracowników folwarku, a także szkołę. Wyposażenie pałacu nie wywiezione przez
Niemców i nie ukradzione przez Sowietów zostało zabezpieczone przed dewastacją,
a częściowo udostępnione lokatorom dworu do codziennego użytkowania. Sołek sam
zamieszkał w budynku administracyjnym zwanym potocznie Skarbkówką.
Zdaniem Jana Mazana - Ład i porządek w folwarku oraz na polach uprawnych, dobrze dobrana
produkcja roślinna i tradycyjna, nie zmieniana od lat hodowla bydła mlecznego i
opasowego przynosiła gospodarstwu i jego pracownikom oczekiwane profity.
CENTRALNE
ZARZĄDZANIE
Tymczasem reformatorski zapał nowych władz,
już w styczniu 1946 roku, zaowocował
decyzją o powołaniu instytucji pod nazwą Państwowe Nieruchomości Ziemskie.
Jak podają źródła, wniesiono do niej pod wspólny zarząd 6570
majątków i gospodarstw rolnych. Jednak centralne zarządzanie takim zbiorem podmiotów
gospodarczych i taką masą ziemi okazało
się zbyt trudne, a marzenia o sukcesie ekonomicznym nierealne. Dlatego na
przestrzeni lat 1949 do 1953, aby ten sukces przybliżyć, zaczęto pospiesznie tworzyć
Państwowe Gospodarstwa Rolne, grupując je w Centralnym Zarządzie PGR. Jednak na
nic się to zdało. Złe zarządzanie państwowymi gospodarstwami pozbawionymi
realnych właścicieli, marnotrawstwo sił i
środków było ogromne. Dopiero w 1956 roku, po październikowej odwilży
zrozumiano, że tylko samodzielne, jednozakładowe gospodarstwa z osobowością
prawną i odrębnością finansową, działające na własny rachunek mają szansę na
ekonomizację swojej działalności.
NIETYPOWY, DZIKI
PGR
Państwowe Gospodarstwo Rolne Góra Ropczycka powstało w 1952 roku, a jego dyrektorem
przez pewien czas pozostał dotychczasowy administrator pan Sołek. Nadal
działalność folwarku opierała się na produkcji zbóż i hodowli bydła, bowiem gospodarstwo
z ustabilizowaną od lat załogą i odpowiedzialnym kierownictwem skutecznie
opierało się częstym zmianom modeli zarządczych i przypadkowym decyzjom władz
centralnych. W tym trudnym okresie
załoga firmy równoważąc koszty działalności
przychodami ze sprzedaży, potwierdzała wybór swojej rezygnacji z udziału
w parcelacji dworskiej ziemi.
Nadszedł rok 1957. Sołka przeniesiono do
Przecławia. Do Góry przybywa z PGR Przyborów nowy dyrektor. Jest nim młody 34 –
letni inżynier rolnik, po krakowskiej Akademii Rolniczej Kazimierz Dziki. Urodzony
w 1923 roku w Samborze wraz z ojcem, matka i siostrą jadąc repatriacyjnym
pociągiem ze Lwowa na zachód, na chybił - trafił wysiadają na zniszczonej wojną
stacji w Sędziszowie. Początkowo osiedlają się w Sielcu, po kilku latach w
Grabinach blisko Przyborowa, miejsca pierwszej pracy Kazimierza, by osiąść rodzinnie i na długo, bo aż do 1988 roku, w Górze Ropczyckiej.
- Zamieszkaliśmy
we dworze - wspomina Ryszard starszy
syn dyr. Dzikiego- Mieszkanie było wygodne i przestronne. Ale
moje przerażenie budziły dziedzińce folwarku. Błotniste, rozjeżdżane kołami
wozów i rozdeptywane końskimi kopytami. Dlatego ojciec nie zwlekając przystąpił
do brukowania dziedzińca dużymi,
ciosanymi kamiennymi kostkami. Jak pamiętam to brukowanie trwało dwa lub nawet
trzy lata. Tuż obok wjazdu rozsiadła się obszerna
kuźnia. Królował tam dworski kowal o nazwisku Władek Stanek. Miał dużo pracy z kuciem koni,
okuwanie kół od wozów i naprawą sprzętu rolniczego.
Energiczny i ambitny inż. Dziki
rozpoczął rozbudowę gospodarstwa od modernizacji parku maszynowego, niezbędnego
do zwiększenia wydajności uprawianych
pól. A ziemi było coraz więcej. Oprócz
folwarcznych areałów dołączono ziemie gospodarstw z Będziemyśla, Wiśniowej, a
także rozrzucone spore areały w okolicach Sędziszowa. Przy notorycznych brakach
żywności „każdy kłos był na wagę złota” Okresowo PGR Góra Ropczycka z inż.
Kazimierzem Dzikim na czele zarządzał - dobrze ponad 500 hektarami powierzchni
uprawnej – przypomina sobie jego syn Ryszard Dziki. Mimo ogromnych
trudności logistycznych, trudności z pozyskaniem wykwalifikowanych pracowników
i agrotechnicznego nadzoru nad uprawami
firma skutecznie budowała swój potencjał ekonomiczny. Uprawiano pszenicę, jęczmień,
rzepak, buraki cukrowe i okresowo chmiel. Pegeerowskie pola dyr. Dziki
objeżdżał na poniemieckiej „linijce”, ciągnionej przez spokojną klacz o imieniu
„Siwka”. Aby pozyskać pracowników,
dyrekcja gospodarstwa zdecydowała się na budowę niewielkich, nowoczesnych
bloków mieszkalnych. Wybudowano ich aż dziewięć. Pozwalały na to środki
wypracowywane w gospodarstwie, a także przystępnie oprocentowane kredyty
inwestycyjne. Niestety, to właśnie wtedy,
nie bez nacisków władz zwierzchnich, opróżniane stopniowo z lokatorów
podworskie zabudowania zaczęły niszczeć. Podejmowane przez dyr. Dzikiego próby ratowania bezcennej substancji
– jak opowiada jego syn Ryszard -
kończyły się groźbami przeniesienia całej rodziny, gdzieś daleko w Bieszczady. Dopiero dzisiaj władze
Gminy Sędziszów Młp zaplanowały niewielkie środki, około 300 000 zł na zabezpieczenie przed całkowitą degradacją
budynku dworu „OFICYNA II” w Górze Ropczyckiej.
A tymczasem gospodarstwo stabilizowało
swoją pozycję w Polsce. Stado wyselekcjonowanych krów mlecznych, poddawanych
nieustającej kontroli zootechnicznej i weterynaryjnej, dostarczało do mleczarń
najwyższej jakości mleko zużywane do produkcji mleka w proszku dla niemowląt. Stale
odnawiane profesjonalnymi zakupami stado półtoratonowych byków, eksportowanych do
Włoch, Austrii czy Hiszpanii
przysparzało firmie dewiz. Nie
wykluczam, że niektóre z naszych byków występowały na hiszpańskich corridach –
wspomina Ryszard Dziki.
W roku 1979 wizytował Gospodarstwo I sekretarza PZPR
Edward Gierek. - Był ujęty porządkiem i czystością na wybrukowanym,
ogromnym dziedzińcu i sukcesami na tle
innych PGR-ów w Polsce.. Podjęliśmy go bochnem wiejskiego chleba, masłem i
białym serem zrobionym specjalnie dla dostojnych gości oraz pyszną maślanką – opowiada Ryszard Dziki, już
pracownik i świadek tej wizyty. - Nasze
gospodarstwo odwiedzały delegacje z
całego świata. Także z dalekich Chin, Japonii i Wietnamu. Bo naprawdę było czym się chlubić.
Edward Gierek wizytuje PGR Góra Ropczycka.
W październiku 1991 roku Sejm uchwalił
ustawę o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa. Był to
pierwszy krok w kierunku gospodarki
rynkowej w rolnictwie. W praktyce oznaczał upadek i likwidacje państwowych
gospodarstw rolnych. Majątek po likwidowanych PGR-ach przejmowała nowa
instytucja – Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa. Zlikwidowano 1666 PGR-ów,
a na ich miejsce utworzono 1794 Gospodarstwa Rolne, którymi zarządzali
administratorzy najczęściej wywodzący się z kadry kierowniczej dawnych PGR-ów. W
sierpniu 1992 roku decyzją Wojewody Rzeszowskiego mienie PGR Góra Ropczycka
zostało przekazane do zasobów Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a w kwietniu
1993 roku administratorem tego majątku został jego dyrektor inż. Adam Bogdan.
Bogdan to wszechstronnie wykształcony rolnik i nowoczesny, zdolny organizator. Wiedział
już, że dotychczasowy model biznesowy gospodarstwa, czyli produkcja
zbóż oraz hodowla bydła mlecznego załamie
się. Zbyt niskie ceny zbytu naruszyły jego równowagę ekonomiczną. Pojawiły się
kłopoty z pozyskaniem nowych kredytów obrotowych, narastało niezadowolenie
załogi, słychać było zapowiedzi strajków płacowych.
Jak wspomina jego żona i partnerka
biznesowa Franciszka Bogdanowa - absolwentka elitarnego Zespołu Szkół
Agro-Technicznych z Ropczyc, szkoły założonej w 1940 roku przez ks. dr. Jana
Zwierza, małżonkowie wspólnie obmyślili nowy
biznes. Bogdan ryzykując, adaptuje pomieszczenia warsztatu mechanicznego na
ubojnio-masarnię. Żonie zaś powierza planowanie i rozliczanie nowej działalności. Zaczynają od uboju 5 sztuk
tuczników dziennie i 2 sztuk bydła tygodniowo. W bliższej i dalszej okolicy
uruchamiają stopniowo sklepy firmowe, a produkty i wyroby dostarczają własnym
transportem. Jakością i niepowtarzalnym smakiem budują zaufanie odbiorców i
markę Góra Ropczycka. Kiełbasy z Góry to poszukiwane na rynku rarytasy. Konkurencja
jest bezradna. Bogdanowie racjonalizują również produkcje zbóż i likwidują chów
bydła mlecznego. Gospodarstwo, nie bez trudności, odzyskuje równowagę finansową.
PRYWATYZACJA
BIS!
Wymagana ustawą prywatyzacyjna misja
Agencji wymusza w styczniu 2001 roku likwidację agencyjnego Gospodarstwa Rolnego
w Górze Ropczyckiej i postawienie jego majątku do sprzedaży na wolnym rynku.
Wyjątek stanowi dzierżawa spółce pracowniczej. W międzyczasie niespodziewanie
umiera Adam Bogdan, człowiek wielkiego serca i długoletni zarządca
przedsiębiorstwa rolnego w Górze Ropczyckiej.
W tej niezwykle trudnej sytuacji,
za namową Agencji piętnaścioro pracowników zlikwidowanego Gospodarstwa,
zmobilizowanych przez charyzmatyczną wdowę Franciszkę Bogdanową, zakłada spółkę
pracowniczą. Minimalny wkład do spółki na jej kapitał założycielski to 500
złotych. Reszta zwolnionych pracowników otrzymuje od Agencji odprawy pieniężne
w wysokości 10 000 złotych. Na prezesa Zarządu zostaje wybrana pani Franciszka
Bogdanowa, która funkcję tę pełni do dzisiaj. Spółka wydzierżawia od AWRSP
przeważającą część mienia Gospodarstwa. Jest to około 200 ha ziemi, maszyny i
urządzenia rolnicze oraz zabudowany teren byłego folwarku. Rozpoczyna się kolejny
etap walki o uratowanie spuścizny po Tarnowskich.
Zaoferowanie przez Agencje opcji wykupu przez spółkę pracowniczą przedmiotu dzierżawy, czyli pofolwarcznego mienia to rynkowa modyfikacja reformy rolnej i dopełnienie sprawiedliwości dziejowej. W Górze Ropczyckiej to się udało. Za cenę około 10 milionów złotych (razem z kredytem) rozłożoną na dogodne raty oprocentowane - za zgoda Agencji - ryzykownym, ale w rezultacie korzystnym, miernikiem naturalnym Spółka stała się właścicielem około 100 ha dobrej ziemi oraz dzierżawionego wcześniej majątku ruchomego i nieruchomego. Reszta z 200 ha dzierżawy pozostała w zasobach Agencji. Ta udana operacja prywatyzacyjna udowodniła, że dawne ziemiańskie folwarki uratowane przed parcelacją, odpowiedzialnie prowadzone jako państwowe gospodarstwa rolne mogły zaistnieć na rynku jako pełnoprawni uczestnicy rynku rolno-spożywczego. W taki oto sposób dawny królewski folwark, po raz pierwszy sprywatyzowany przez Austriaków i sprzedany w końcu Gabrielowi hr. Jaworskiemu po około 250 latach skomplikowanej historii jest prywatyzowany po raz drugi. Nabywcą jest spółka, której założycielami byli najprawdopodobniej niektórzy potomkowie dawnej służby folwarcznej. Historia zatoczyła krąg. Dawny folwark - jako współczesne, znów prywatne przedsiębiorstwo rolne - nadal produkuje i sprzedaje.
Andrzej Antoni Skarbek - Stowarzyszenie Historyczne „ODROWĄŻ”
Z okazji 541 rocznicy nadania praw miejskich Sędziszowowi, w dniu 28 lutego 2024 roku odbyła się uroczysta Sesja Rady Miejskiej w Sędziszowie Małopolskim. W programie uroczystości umieszczono między innymi uhonorowanie zasłużonych obywateli naszej Małej Ojczyzny. Tytułem „Honorowego Obywatela Miasta Sędziszów Małopolski” uhonorowano pośmiertnie kpt.ż.w. Leszka Wiktorowicza, a wyróżnieniem (również pośmiertnie) „Zasłużonego dla Ziemi Sędziszowskiej” – dr. Tadeusza Lichowskiego.
Wyróżnienie „Zasłużonego dla Ziemi Sędziszowskiej” wręczono również Zakładowi Eksploatacji Kruszywa Czarna Sędziszowska.
Tytułowe insygnia przyznanych pośmiertnie tytułów i wyróżnień odebrali: dla Leszka Wiktorowicza – syn Mariusz, dla Tadeusza Lichowskiego – córki Krystyna i Anna.
Stowarzyszenie Historyczne „Odrowąż” z satysfakcją odnotowuje fakt, że uhonorowanie dr. Tadeusza Lichowskiego było przyznane na nasz wniosek, poparty wymaganą ilością podpisów mieszkańców Sędziszowa. Również jako pierwsi opublikowaliśmy artykuł o kpt.ż.w. Leszku Wiktorowiczu - w „Reporterze” i przygotowywanym do druku „Roczniku Sędziszowskim”