Wielki Kapitan – ostatni ze starej gwardii
Kapitan żeglugi wielkiej Leszek
Wiktorowicz, bo o nim są te wspomnienia,
legendarny komendant żaglowca
szkoleniowego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, „Daru Młodzieży”. Fregata była następczynią dwu poprzednich
żaglowców szkoleniowych; „Lwowa” i „Daru Pomorza”. Kadłub „Daru Młodzieży”
został wodowany 12 listopada 1981 r., miesiąc wcześniej przed wprowadzeniem
stanu wojennego, a10 lipca 1982 r. „ Dar Młodzieży” wypłynął w swój dziewiczy
rejs pod dowództwem kpt. Olechnowicza. To właśnie te dwa żaglowce stały się
sensem
życia i miłością dla
Leszka.
Jak
się zaczęło…
Perspektywa pływania ale oglądania morza z pomieszczeń maszynowni nie satysfakcjonowała go. Przerwał naukę w Szkole Marynarki Wojennej i w 1958 roku przeszedł do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni na Wydział Nawigacyjny. W tym samym roku przeniósł się do Gdyni. Naukę w szkole ukończył w 1962 roku, z tytułem technika nawigatora morskiego i podjął pracę w Polskiej Żegludze Morskiej w Szczecinie. Po zdaniu odpowiednich egzaminów i wykazaniu się wymaganą praktyką morską, w 1964 roku otrzymał dyplom porucznika żeglugi małej. Na swoją legendę Wielkiego Żeglarza zapracował solidnie, przechodząc wszystkie szczeble – od chłopca okrętowego, kiedy jak sam mówił „ważniejszy w hierarchii pokładowej ode mnie był nawet pies Misio”, do pierwszego oficera na „Darze Pomorza” i pierwszego po Bogu, czyli komendanta „Daru Młodzieży”. Zgodnie z tradycją „Lwowa” i „Daru Pomorza”, dowódca statku tytułowany był komendantem. Żeglarską służbę rozpoczął na „Darze Pomorza”, pod komendą kpt.ż.w. Kazimierza Jurkiewicza, w 1959 roku. Najpierw jako kandydat do PSM i jej uczeń, a po ukończeniu szkoły jako oficer praktyk, II oficer wachtowy i w 1971 roku, jako kierownik nauk. Po zakończeniu sezonu szkolenia (w sezonie zimowym) pływał na statkach Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie. Na jesieni 1971 roku kończy pracę w Wyższej Szkole Morskiej (przemianowanej Państwowej Szkole Morskiej). Jeszcze w 1970 roku przerwał czasowo pracę w PŻM w Szczecinie i na Darze Pomorza, zatrudnił się Zarządzie Morskiego Portu Handlowego w Gdyni. Podyktowane to było pragnieniem ukończenia studiów zaocznych na Wydziale Nawigacji Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, który kończy w 1977 roku, z tytułem inżyniera nawigatora. Po ukończeniu studiów wraca do pływania w PŻM w Szczecinie. W 1977 roku otrzymuje dyplom kapitana żeglugi, przyznany przez Ministra Handlu Zagranicznego i Gospodarki Morskiej. W tym roku objął, po raz pierwszy, dowództwo mostku kapitańskiego (na tankowcu „Siarkopol”). Do 1981 roku pracował w PŻM Szczecin oraz na statkach obcych bander (m.in. 300-tysięcznikach norweskich).
W 1981 roku kpt. Olechnowicz, komendant pływającego jeszcze „Daru Pomorza”, zaproponował mu stanowisko chiefa, na budującym się „Darze Młodzieży”. Stanowisko to objął z chwilą wodowania kadłuba żaglowca, 12 listopada 1981 roku , formalnie jako trzeci członek załogi. Leszek nadzorował w Stoczni Gdańskiej prace związane z omasztowaniem, otaklowaniem, ożaglowaniem oraz wyposażeniem nawigacyjnym nowej białej fregaty. Był to czas stanu wojennego, o wszystko trzeba było walczyć , załatwiać, zabezpieczać środki finansowe. Jak Leszek opowiadał, wtedy statek zdobył przydomek „żebrak”, gdyż wszędzie, gdzie tylko można było wszystko ściągano na potrzeby budowy. Pieniądze pozyskiwano ze składek młodych ludzi ale głównymi sponsorami był Totalizator Sportowy, „Warta” i inne duże firmy oraz udzielona pożyczka od Polskich Linii Oceanicznych (PLO). Dzięki tym funduszom i niesamowitemu zaangażowaniu pracujących załóg, fregata już w maju przeszła próby morskie, a 4 lipca 1982 roku, na „Darze Młodzieży” podniesiono biało-czerwoną banderę. Matką chrzestną została żona zasłużonego komendanta „Daru Pomorza” kpt.ż.w. Kazimierza Jurkiewicza – Helena Jurkiewicz.
Wielki Kapitan….
Do
1984 roku Leszek Wiktorowicz pełnił służbę na „Darze Młodzieży” pod
dowództwem kpt. Olechnowicza, jako kierownik
nauk . Czas ten przedstawię cytując opis w Wikipedii, pod hasłem „Dar
Młodzieży”
„10 lipca 1982 roku „Dar Młodzieży” wypłynął w
dziewiczy rejs pod dowództwem kpt. Olechnowicza. Po wielodniowych ćwiczeniach
wystartował do z
brytyjskiego Falmouth
do Lizbony. Na Atlantyku nad ranem 27 lipca,
załoga zauważyła czerwone rakiety wzywające pomocy. Wkrótce odnaleziono
niemiecki jacht "Peter von Danzig", na którym jeden z żeglarzy doznał
obrażeń w wyniku pożaru. Podjęto poparzonego na pokład „Daru Młodzieży”, gdzie
opatrywał go lekarz okrętowy S. Baranowicz. Po zabraniu poszkodowanego przez
helikopter do szpitala, „Dar Młodzieży” ze stratą ponad 4 godzin włączył się
ponownie do wyścigu. Brawurowo finiszował i pierwszy przekroczył linię mety,
wyprzedzając o 14 minut i 18 sekund niemiecki bark „Gorch Fock”.
Tadeusz Olechnowicz i jego załoga otrzymali Nagrodę Fair Play Polskiego Komitetu
Olimpijskiego w 1982 roku.
W lipcu 1983 roku „Dar Młodzieży” wyruszył w
swój pierwszy rejs oceaniczny do Japonii na Osaka World Sail 83, z okazji
400-lecia istnienia zamku w Osace (pierwszy zlot żaglowców w Azji). Z kolei
pierwszy raz w dziejach polskiego szkolnictwa morskiego studenci oprócz morskiej
praktyki zaliczyli na żaglowcu cały semestr nauki ze wszystkimi egzaminami. Do
żeglarskiej legendy przeszło wpłynięcie „Daru Młodzieży” do portu w Osace pod
pełnymi żaglami w czasie parady w dniu 23 października 1983 roku.
Najtrudniejszym momentem rejsu był upadek z masztu do wody jednego ze
studentów.
Wkrótce po powrocie z Japonii w lutym 1984
roku, „Dar Młodzieży” wyruszył w
marcu 1984 roku w kolejny oceaniczny rejs z nowym rocznikiem studentów. Tym
razem celem był zlot żaglowców w Kanadzie dla uczczenia 450-lecia odkrywczej
podróży Jacquesa
Cartiera z francuskiego St. Malo do ujścia rzeki
Św. Wawrzyńca. „Dar Młodzieży” zwyciężył w regatach z Hamilton na Bermudach do
kanadyjskiego portu Halifax.
Kpt. T. Olechnowicz sprawdzoną fregatę z poprawionymi usterkami, wychodzącymi w
trakcie eksploatacji, przekazał swoim współpracownikom we wrześniu 1984 roku.”
Od tego roku do 2007 ( z przerwami)
„Darem Młodzieży” dowodził Leszek, jako komendant statku.
Spektakularne wydarzenia , które przyczyniły
się do sławy statku, załogi i dowódcy najpiękniej opisał Andrzej Perepeczko w książce „Wyższa Szkoła Morska w Gdyni”.
Cytuję
poniżej fragmenty.
W czasie wielkiego rejsu dookoła świata w
1987-1988 roku żaglowiec wziął udział w australijskich obchodach
200-lecia osadnictwa, a kpt. Wiktorowicz zasłynął brawurowym wyjściem w morze z
Fremantle w Australii, przejściem pod pełnymi żaglami pod mostem w Sydney oraz opłynięciu
– także pod żaglami – Przylądka Horn.
Fremantle:
Kapitan Wiktorowicz widząc, że wiatr
jest przychylny, po obróceniu statku w kanale portowym kazał stawiać „wszystko”.
Fregata w pełnej krasie wyszła na zatłoczoną redę. Na dwóch australijskich
niszczycielach „Swan" i „Derwent" – cała tutejsza władza, z
reprezentantami życia kulturalnego, gospodarczego, Polonii. Wokół znowu setki
jachtów i statków wycieczkowych. „Dar Młodzieży" minął obydwa niszczyciele z
dużą prędkością w odległości... zaledwie 20 (!) metrów. Załoga tamtych okrętów
najpierw zbladła widząc tę piramidę żagli sunącą prosto na nich, a potem
rozległ się grzmot oklasków Australijski pilot, doświadczony kapitan, Roger
Tunmore, był szary jak popiół. Dopiero, gdy niszczyciele zostały daleko, nisko
ukłonił się na mostku Leszkowi Wiktorowiczowi. Nasz „Stary” prowadził fregatę
po mistrzowsku, trzymając ją „mocno w garści". Zbudowałem ten żaglowiec –
powiedział mi – i wiem, co potrafi. Trzeba mieć trochę szczęścia do wiatru.
Trochę szczęścia i szczyptę szwoleżerskiej fantazji.
Sydney:
„Dar”, manewrując mistrzowsko w gęstniejącym mrowiu jachtów i statków, szybko mijał poszczególne zatoczki. Telewizja i prasa szybko zorientowały się, że czeka je nie lada widowisko. Już widać słynny gmach opery. Zbliża się wielki most. Między topami masztów a dolnym przęsłem zaledwie 2 metry wolnej przestrzeni! Australijski pilot zbladł. Na brzegach tysiące ludzi z napięciem patrzą. Wielka fregata płynie i .pod wszystkimi żaglami przechodzi na drugą stronę! Grzmot oklasków na brzegach. Ten wyczyn sprawił, że komendant Wiktorowicz i jego załoga stali się najpopularniejszymi ludźmi w Sydney.
Tak o przejściu pod mostem w Sydney opowiadał sam Leszek (
wywiad z Mirą Urbaniak) :
Na Pacyfiku już tydzień po wyjściu z
Wellington zapanowała sztormowa pogoda, która trzymała bez przerwy aż do samego
prawie przylądka Horn. W czasie tego przelotu, 27 lutego o godzinie 1.34,
zapisano w dzienniku okrętowym: W pozycji 52°15'S i 120°45'W uzyskano 16,6
węzła – nowy rekord prędkości statku. W nocy 4 marca sztorm rozszalał się na całego.
Wiała pełna dwunastka, a w pewnym momencie, wskutek zderzenia się dwóch
olbrzymich fal
Jeszcze jedno wydarzenie godne jest wspomnienia. Tu również przytoczę fragment wywiadu, udzielonego Mirze Urbaniak.
„Po 1989 roku zaczęły się kłopoty finansowe w
Wyższej Szkole Morskiej i wtedy znalazł się Grek, który zaproponował
wyczarterowanie żaglowca do przewozu żeglarzy w portach francuskich. Zawarł z
uczelnią umowę i statek popłynął na Morze Śródziemne. W Marsylii staliśmy się
konkurencją dla zawodowych przewoźników, którzy zaczęli protestować.
Czarterujący także wyrażał nieuzasadnioną pretensje do uczelni o brak licencji
dla „Daru” jako statku pasażerskiego. Zażądał 200 tysięcy dolarów i sprawę
oddał do sądu w Marsylii, choć sprawy sporne – według umowy – miał rozstrzygać
sąd w Gdyni. Mimo tego „Dar Młodzieży” został zaaresztowany. Nie zabrano nam co
prawda dokumentów statku i nie założono kłódki na ster, ale nie mogliśmy
opuścić portu. Po paru tygodniach zdecydowałem, że możliwa jest jedynie ucieczka.
„Dar Młodzieży” stał przy falochronie, między dwoma zwodzonymi mostami, z
których jeden był stale zamknięty, a drugi otwierano za zgodą kapitana portu.
Pod statkiem stale był przedstawiciel czarterującego. Kapitan portu, z którym
się zaprzyjaźniłem, powiedział, że oczywiście nie może dać holownika i pilota,
więc muszę sobie radzić sam, ale obiecał nie zamykać mostu. Powiadomiłem
uczelnię w Gdyni i pewnego dnia
rano rozpoczęliśmy symulować przekładanie cum, po czym na springu rufowym
odłożyliśmy się dziobem do wyjścia. Maszyna już pracowała, zaczęliśmy wychodzić
w morze. Nagle usłyszeliśmy sygnał opuszczania mostu, ale było to pozorowanie.
Za mostem stały okręty wojenne, którym oddaliśmy salut. Cały czas obok nas
płynął motorówką przedstawiciel
czarterującego krzycząc, żebyśmy rzucili kotwicę. Odpowiedziałem mu , że mogę
to zrobić dopiero na redzie, a tam całą naprzód ruszyliśmy do kraju. Na drugi
dzień podpłynęły do „Daru” dwa okręty wojenne. Pomyślałem, że Francuzi jednak
nas złapali, ale byli to Hiszpanie. Na wszelki wypadek w kanale La Manche
płynęliśmy wzdłuż brzegów angielskich”.
Miano „Wielkiego Kapitana” to nie tylko wiedza
i umiejętności żeglarskie, szwoleżerska fantazja ( ale nie brawura ),
spektakularne wyczyny rejsowe ale przede
wszystkim jego osobowość. Był człowiekiem, który swój autorytet budował nie
przez pryzmat swojej nadrzędności w strukturach , a przez pryzmat swojej
osobowości. Wiedza i cechy osobowe sprawiały, że chciało się go słuchać. Był człowiekiem
otwartym, życzliwym, uśmiechniętym (charakterystyczny ciepły uśmiech). Posiadał
wielką umiejętność obcowania z ludźmi, łącząc autorytet i koleżeńskość (a nawet
kumplostwo). Miał duże poczucie humoru i dystansu do świata. Na statku te cechy
nie przeszkadzały mu być wymagającym dowódcą. Był innym komendantem dla załogi, a innym dla studentów. Od tych
pierwszych wymagał perfekcjonizmu, dla studentów był wymagający, ale potrafił –z
klasą –wybaczyć błąd i dać drugą szansę.
Wśród studentów krążyło mnóstwo legend i anegdot o komendancie. Jedna z nich,
to jak pewien praktykant nacisnął w maszynowni nie ten guzik, co doprowadziło
do wyłączenia prądu na całym statku. Po usunięciu awarii, na zbiórce postawiono
wniosek o wyrzuceniu praktykanta. Jako ostatni zabrał głos komendant i
powiedział: „w opinii o studencie, proszę napisać dociekliwy”.
Podczas
kilkudziesięciu lat służby na morzu wychował tysiące polskich marynarzy, a Biała Fregata pod jego dowództwem
zawsze była ambasadorem i najlepszą wizytówką Polski na całym świecie.
Był niezwykle
popularną postacią na Wybrzeżu i w światowym środowisku morskim. Odznaczony m.in.Medalem Komisji Edukacji
Narodowej, brązowym, srebrnym i złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim
Orderu Odrodzenia Polski, Zasłużonym Ziemi Gdańskiej. Był Grotmasztem Bractwa
Kaphornowców, działał w Stowarzyszeniu Kapitanów Żeglugi Wielkiej, był
prezydentem Sail Training Association Poland i wiceprzewodniczącym Towarzystwa
Przyjaciół „Daru Pomorza”. Los sprawił, że w końcówce życia (na emeryturę przeszedł w
2007roku) komendant odszedł z „Daru Młodzieży”, niedaleko… znalazł miejsce na pokładzie
muzealnego poprzednika, jako komendant-kustosz „Daru Pomorza”. Dbał o
konserwację sędziwego statku, jednak nie czuł się dobrze w lądowej
rzeczywistości, odszedł w lipcu
2009 roku. To był już inny Leszek; wyciszony, zagubiony, samotny. Zmarł nagle w
swoim mieszkaniu 24 czerwca 2010 r. Pochowany został na cmentarzu Witomińskim w Gdyni.
W rok po śmierci, ustanowiona została
nagroda Jego imienia, w celu uhonorowania wyjątkowych dokonań
żeglarskich, osiągnięć w dziedzinie wychowania morskiego młodzieży lub kształtowania
świadomości morskiej. W Kapitule Nagrody im. Kapitana Leszka
Wiktorowicza zasiadają przedstawiciele inicjatorów nagrody – rodziny kapitana
(obecnie syn, kpt.ż.w. Mariusz Wiktorowicz), Miasta Gdyni, Bractwa Kaphornowców
i Press Club Polska.
Nagroda jest przyznawana co roku za osiągnięcie z roku poprzedniego, a jej laureatem może być osoba fizyczna, grupa osób fizycznych, osoba prawna lub jednostka organizacyjna. 30 września 2011 roku w Gdyni – na nabrzeżu, przy którym cumuje „Dar Młodzieży” – została odsłonięta tablica pamiątkowa poświęcona kpt. Leszkowi Wiktorowiczowi. Odsłonięcie polegało na powolnym wciąganiu na statek liny, której zwój przykrywał tablicę wmurowaną w powierzchnię nadbrzeża (zgodnie z obyczajem ludów nordyckich. Wmurowano ją w miejscu tradycyjnego cumowania szkolnej fregaty, dokładnie na wysokości bulaja statkowej kabiny komendanta.
Rodzina….
Leszek Wiktorowicz ożenił się w 1961 roku z wdową i przysposobił jej dwie córki z poprzedniego małżeństwa, Ewę i Elę. W 1962 roku urodził im się syn Mariusz, który podobnie jak ojciec, wybrał karierę marynarską. Ukończył Wyższą Szkołę Morską, uzyskał dyplom kapitana żeglugi wielkiej. Pływał jak Jego ojciec ale już nie pod żaglami, a na współczesnych masowcach. Jest kapitanem statku naukowo-badawczego „Oceanograf”. Córki powychodziły za mąż za oficerów marynarki, zamieszkały w Niemczech i zabrały ze sobą mamę aby nie czuła się samotnie podczas długich nieobecności Leszka. Syn obdarzył Go dwojgiem wnucząt; Mariką i Arturem. Marika jest architektem, a w wolnych chwilach szkoli młodzież na dużych jachtach pełnomorskich jako instruktorka żeglarstwa.
życia doczekał się prawnuczki (córka wnuczki Mariki). Profesję marynarską być może będzie
kontynuował prawnuk Hubert, urodzony w 2012 roku. Trenuje na żaglówkach dla dzieci do lat
15-u, typu „Optymist” i brał już parę razy udział w regatach dla juniorów.
W ślady Leszka poszedł również Jego młodszy brat Adam, uzyskując tytuł kapitana żeglugi
wielkiej i podejmując pracę na statkach. Niestety nie było mu dane długo żeglować. Zmarł
w 1988 roku. Drugi brat Kazimierz został inżynierem budownictwa.
Wykorzystano materiały
Reportaż Doroty Abramowicz w Dzienniku Bałtyckim z 4.07.2010Wywiad Miry Urbaniak z Leszkiem WiktorowiczemNAUTOLOGIA Rok 2011 Nr 148 str. 201, 202,203
Inne źródła
Informacje uzyskane od syna, Mariusza Wiktorowiczawrzesień 2022, Kazimierz HoedlAutoryzował syn, Mariusz Wiktorowicz
Uzupełnienie.
Wielki Kapitan - syn Ziemi Sędziszowskiej.W uznaniu zasług Kapitana, zarówno na polu działalności zawodowej, wychowawczej oraz kształtowania postaw moralnych i hartu ducha młodzieży jak i rozsławieniu imienia Polski w świecie, decyzją Władz Miejskich nadano Szkole Podstawowej w Boreczku Jego imię. Uroczyste odsłonięcie tablicy odbyło się 14-go września 2023 r. W uroczystości gościem honorowym był syn Kapitana, kpt. ż. w. Mariusz Wiktorowicz.
Burmistrz Sędziszowa Małopolskiego złożył również do Rady Miejskiej wniosek o nadanie Kpt.ż.w. Leszkowi Wiktorowiczowi tytułu Honorowego Obywatela Miasta Sędziszów Małopolski.Kazimierz Hoedl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz