czwartek, 23 listopada 2023

 

Zawłaszczone przedsiębiorstwo spółki.

Gdzieś, na samym początku lat 50 ubiegłego stulecia, na przeszklonej  werandzie siedziby  spółki Przemysł Pomocniczy COP spółka z o.o. w Sędziszowie Małopolskim, tuż obok wiszącej     u sufitu huśtawki i za rozsuwanymi drzwiami, dzieci prezesa zarządu Spółki  Jana Kroczki, Wojtek i Marysia,  ich koledzy oraz  piszący te słowa, wesoło bawili się w „ciuciubabkę”


 Pierwsza siedziba spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.

z werandą, miejscem zabaw dzieci Jana Kroczki.

                                                 Widok z początku lat 50-tych XX wieku.

                    W „ciuciubabkę” bawiła się też ze Spółką nowo umocowana w Polsce  władza ludowa. Utrzymywała bowiem w niepewności jej wspólników co do ich dalszych biznesowych losów.  Dylemat  czy spółka i jej zakłady zostaną zlikwidowane, czy wręcz przeciwnie po nacjonalizacji zacznie się ich rozwój, towarzyszył też w pierwszych sześciu latach po wojnie, nielicznej jeszcze załodze przedsiębiorstwa spółki i społeczeństwu miasta.   Jak powszechnie wiadomo w 1938 roku spółkę  założyli doświadczony przedsiębiorca Jan Kroczka z Warszawy, Antoni Dajna z Piastowa, Piotr Drąg, Gustaw Zagórski, Eugeniusz Rychlicki oraz Jan Pasternak przedsiębiorca z Sędziszowa. Ten ostatni, zamiast wkładu pieniężnego, wniósł do Spółki w użytkowanie swój mały zakład metalowy. Umowę spółki podpisano w kwietniu 1939 roku w jednej z rzeszowskich kancelarii notarialnych. Spółka tym samym zalegalizowała swój zarząd w osobach Jana Kroczki i Antoniego Dajny oraz uzyskała osobowość prawną. Tzn. mogła pozywać i być pozywaną, mogła nabywać na własność majątek trwały   i ruchomy, zatrudniać pracowników i w wyniku działalności gospodarczej generować zysk, który jest celem każdego  biznesu.

 Zakłady „u Kroczki”     przedsiębiorstwo Spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.

 Wspólnicy postanowili, za własne pieniądze włożone na kapitał założycielski spółki, utworzą przedsiębiorstwo tj. zakład produkcji metalowej.  Zorganizowanie takiego zakładu w Sędziszowie, w mieście gdzie królowało przetwórstwo drewna, okazało się po latach strzałem w „dziesiątkę”. Obdarzony biznesowym zmysłem Jan Kroczka wyczuł,  że zacofany przemysłowo region Polski Południowo Wschodniej to dobre miejsce, by wesprzeć całkowicie prywatnym przedsięwzięciem okalający Sędziszów państwowy Centralny Okręg Przemysłowy. Kooperacja jego Spółki  z  Zakładami H. Cegielskiego z Rzeszowa i Poznania, a także z zakładami drzewnymi z Sędziszowa w zakresie detali oraz  części metalowych do aparatury przemysłowej i wozów dla wojska  zagwarantowała jej dobry ekonomicznie start. Zapewniła pracę dla ponad 30 mieszkańców Sędziszowa i okolic w błyskawicznie wybudowanej hali montażowej, kuźni, spawalni, stolarni i magazynach. Praktyczny nadzór nad produkcją rodzącej się fabryki i szkoleniem nowych pracowników zapewnili miedzy innymi metalowcy z warsztatów Jana Pasternaka. Warsztaty te produkowały specjalistyczne, unikatowe w budowie, urządzenia i instalacje dla gorzelnictwa.

Wywłaszczenie pierwsze.

Ten dobrze rokujący projekt Jana Kroczki przerwał we wrześniu 1939 roku wybuch II wojny światowej., Niemcy nie zlikwidowali Spółki jako podmiotu prawa handlowego tylko po kilku miesiącach okupacyjnego funkcjonowania przejęli jej przedsiębiorstwo.  Tym samym ograbili  ją           z majątku produkcyjnego, zaś ona sama zawisła w przedwojennym stanie prawnym, w którym trwa do dzisiaj.  Jej założyciel i prezes zarządu spółki Jan Kroczka został administratorem przejętego przedsiębiorstwa. Nadal kierował warsztatem i kooperował z sąsiadującymi  Zakładami Drzewnymi, produkując dla nich między innymi okucia do  wytwarzanych tam na potrzeby armii niemieckiej wozów i sań. Jednak ekonomiczne profity z tej działalności czerpała III Rzesza.

Elektryfikacja.

Miasto „przed wojną” nie było powszechnie zelektryfikowane. Obrabiarki w powstających zakładach „u Kroczki” poruszane były siłą mięśni ludzkich. Tokarki z napędem siłami mięśni ludzkich bezpośrednio i z napędem pasowym z centralnego wału transmisyjnego.

 Na zdjęciu poniżej przykładowe  tokarki produkowane na przełomie XIX i XX wieku, być może używane w warsztatach Spółki. W czasie okupacji energie elektryczną dla przejętego przez okupanta przedsiębiorstwa zapewnili niemieccy administratorzy fabryki. Niestety w wyniku działań wojennych warsztaty zostały wcześniej ogołocone z maszyn i  zniszczone                                                                                              .                                                                                                                                                                                                                           

                                                                                                                                                                 Jednak tuż po wojnie, bo  w 1946 roku Zarząd Miasta wspólnie ze społecznym Komitetem Elektryfikacyjnym,  w skład którego weszli założyciele nadal istniejącej w obrocie prawnym spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.  Jan Kroczka i Jan Pasternak, wspólnie z miastem przywrócili  zasilanie fabryki w energię elektryczną.  W wyniku porozumień i umów zawartych z dyrekcją Elektrowni w Mościcach koło Tarnowa również miasto otrzymało sieć niskiego napięcia,  do której na początek podłączono  110 odbiorców.

                                                                                                             Zapobiegliwość właścicielska.    

Nawet w trudnych okupacyjnych warunkach  wrodzona    przedsiębiorczość Jana Kroczki dała o sobie znać. Działając w interesie spółki, przez którą jako jej założyciel,  zamierzał po wojnie prowadzić dalej działalność gospodarczą, na początku 1942 roku sprowadził do nowej hali fabrycznej Spółki hamburską firmę produkującą między innymi drezyny kolejowe. Niemiecki administrator zasilił ją w energię elektryczną oraz wyposażył w specjalistyczne maszyny i obrabiarki. Fabryka otrzymała nową nazwę „Draisinenbau Dr Alpers”. Zarząd nad nią objęła administracja niemiecka z inż. Alfredem Matzem na czele, natomiast Jan Kroczka objął stanowisko kierownika produkcyjnego.  Montowane tam drezyny kolejowe - ręczne i spalinowe - można było spotkać  na szlakach kolejowych okupowanej Europy. Zatrudnienie w wytwórni znacznie wzrosło, a jej pracownicy byli naturalnie chronienie przed wywózką na roboty do Niemiec. W fabryce działał ruch oporu. Wielu pracowników w tym ich szef Jan Kroczka w oczekiwaniu na koniec okupacji niemieckiej czynnie współdziałali z AK. Jednak tuz przed końcem wojny Kroczka nie uniknął aresztowania. W drodze na roboty udało mu się zbiec z transportu. Do końca wojny  ukrywał się w okolicach Sędziszowa.

 

Pionierzy odbudowy.

Świadomi klęski niemieccy administratorzy fabryki w pierwszych dniach lipca 1944 roku wywieźli do Rzeszy wiele maszyn i urządzeń. Część z nich załoga ukryła zakopując w ziemi. Podczas gdy przez  Sędziszów przetaczał się front, zakład został zniszczony. Na początku sierpnia 1944 roku do  miasta wkroczyli żołnierze Armii Czerwonej. Spółka Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.,  nienaruszonym wojną stanie prawnym utraciła 90% swojego majątku produkcyjnego, a jej wspólnicy w obawie przed nową władzą rozproszyli się po świecie
.


Żołnierze radzieccy na terenie zniszczonych zakładów Jana Kroczki

Sierpień 1944 roku.


Zniszczona hala fabryczna po przejściu frontu nad Sędziszowem.

Sierpień 1944 rok.


             Na miejscu, w Sędziszowie pozostała nieliczna załoga fabryki i jej pracodawca,  założyciel i prezes zarządu  przedwojennej spółki Jan Kroczka. Z nadzieją na lepszy czas, wspólnymi siłami przystąpiono do odbudowy przedsiębiorstwa. Bieżące utrzymanie zapewniła im kooperacyjna współpraca z Zakładami Drzewnymi. Nie była to jednak produkcja wymarzona przez Kroczkę. Jego ambicje sięgały dalej, a biznesowy instynkt nakazywał poszukiwanie popytu na prosty, łatwy do wykonania i pożądany produkt. Taki, który zapewni biznesowy sukces jego spółce. Okazało się, że hitem tamtych czasów  były pierścienie uszczelniające typu „Simmera”,  gorączkowo poszukiwane przez zakłady naprawcze różnych typów powojennych samochodów. Podstawowym zadaniem „simmeringów” było i  jest nadal  uszczelnienie miejsc,  gdzie przekazywany jest ruch obrotowy. Najczęściej są to wyjścia wału z obudowy silnika spalinowego. Wkrótce spółka Kroczki stała się  monopolistą w produkcji i sprzedaży tych uszczelnień i jedynym ich producentem w Polsce.

 

Wywłaszczenie  drugie.

W takiej sytuacji na mocy zarządzenia Ministra Przemysłu Ciężkiego z 12 grudnia 1950 roku przedsiębiorstwo spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. o.o. odbudowane biznesowo staraniem i kosztem jej założyciela Jana Kroczki, po raz drugi zostało z niej wyjęte i znacjonalizowane. O jakiejkolwiek rekompensacie nie mogło być mowy. Jego nowym właścicielem została Polska Rzeczypospolita Ludowa. Zaś sama spółka, jak wiele innych,  nie została formalnie zlikwidowana ani wykreślona z przedwojennego rejestru handlowego. Zatem  nadal istnieje zawieszona w minionym bycie prawnym. 

Wkrótce fabryka uzyskała status przedsiębiorstwa państwowego, nowa władza podporządkowała je Wojewódzkiemu Zarządowi Przemysłu Terenowego  i nadała nazwę Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Terenowego. Dyrektorem Zakładów mianowano Annę Będzowską z Rzeszowa, a ich przedwojenny twórca          i powojenny „odnowiciel”  Jan Kroczka  nadal kierował nimi ze stanowiska zastępcy dyrektora. W kwietniu 1953 roku zakłady przeniesiono do Centralnego Zarządu Przemysłu Motoryzacyjnego  i kolejny raz zmieniono ich nazwę na Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Motoryzacyjnego. Przed fabryką otworzyła się perspektywa  inwestycji i rozwoju produktowego. Jednak zaledwie 48 - letni Jan Kroczka w apogeum sił twórczych , niestety nie dobrowolnie, z żalem pożegnał się ze stworzoną przez siebie fabryką.  Wraz z rodziną zamieszkał w Mszanie Dolnej, gdzie dalej aktywnie, jako przedsiębiorca, uczestniczył w życiu gospodarczym tego miasta.  Jego sędziszowskie biuro i dom z werandą zostały po latach zburzone. Tuż obok  państwowy właściciel, wystawił  nowy obiekt administracyjno-biurowy, nowe hale produkcyjne,  a fabryka sięgnęła po nowy produkt – samochodowe filtry powietrza, którymi zawojowała rynki całej Europy. Dzisiaj – po wielu przejściach - okrzepła na rynku i nosi dumnie nazwę PZL SĘDZISZÓW SA.

Andrzej Antoni Skarbek

Stowarzyszenie Historyczne ODROWĄŻ.

 

 

W publikacji wykorzystano:

Szkice z dziejów Sędziszowa Młp -- KAW 1983 rok

Archiwum FW „PZL- Sędziszów”

Rozwój Obrabiarek Skrawających – Maciej Matuszewski.

 

 

poniedziałek, 30 października 2023

 

 

SĘDZISZOWSKIE ZAKŁADY DRZEWNE

Listopad 1949 roku był deszczowy.  Jednak - jak donosi portal Kalbi.pl - w jedenastym dniu  miesiąca,  w imieniny Marcina świeciło słabe, jesienne słońce. Zapowiadało ciężką zimę, bo „Jak Marcin z chmurami, niestateczna zima przed nami”. Ale chmur nie było. W siedzibie Zakładów Przemysłowych Sędziszów Małopolski sp. z o.o. prezes jej Zarządu inż. Edmund Jurkowski podpisywał z ciężkim sercem protokół przekazania przedsiębiorstwa Spółki we władanie Państwa. Od tej chwili fabryka miała nosić nazwę Krakowsko - Śląskie Zakłady Przemysłu Drzewnego w Krakowie, Zakład nr. 17 w Sędziszowie Małopolskim.

Mimo, że od 3 stycznia 1946 roku obowiązywała ustawa o upaństwowieniu podstawowych gałęzi gospodarki narodowej to proces nacjonalizacji sędziszowskich zakładów drzewnych trwał aż trzy lata. Być może czekano, aż firma odbuduje swój potencjał po zniszczeniach wojennych? Być może niewątpliwy autorytet jej szefa inż. Jurkowskiego, jego niezwykle patriotyczna postawa w czasie okupacji powstrzymywała „nacjonalizatorów” przed natychmiastowym upaństwowieniem zakładów? A może fakt, że Jurkowski we wrześniu 1944 roku zawarł barterową umowę ze sztabem I Frontu Ukraińskiego na dostawę wozów dla radzieckiego wojska, w zamian zyskując ochronę pracowników i pomoc w odbudowie majątku fabryki? W konsekwencji kilku oficerów i około 600 żołnierzy wspólnie z polską załogą do marca 1945 roku odbudowywało  zniszczone wojną zakłady.

Państwo inwestorem strategicznym

Produkcję prowadzono niemal gołymi rękami, z pomocą  zaledwie pięćdziesięciu  ocalałych maszyn. Zatrudnienie więc  rosło, aby  pod koniec 1945 roku wynieść już około 300 pracowników.  Udziałowcy Spółki wyemigrowali i nie byli w zainteresowani odbudową jej finansów, ani majątku produkcyjnego. Narastały straty. Pozostawiony na placu boju znaczący udziałowiec i zarazem prezes zarządu inż. Jurkowski  gwałtownie poszukiwał pieniędzy i inwestora strategicznego. Nie udało się ze Społecznym Przedsiębiorstwem Budowlanym z Warszawy, być może więc w poczuciu odpowiedzialności za los załogi uznał, że takim inwestorem będzie państwo i podpisał protokół nacjonalizacyjny. Tym protokołem 11 listopada 1949 roku zakończył swoją  misję sędziszowskiego przedsiębiorcy.

Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Drzewnego.

Jego miejsce - dyrektora byłego już przedsiębiorstwa spółki - zajął Tadeusz Wójcik -według byłych pracowników – „legenda tej fabryki”. Zakład po zmianie kierownictwa przystosowywał się do nowej sytuacji. Załoga, żyjąca w niepewności co do swoich dalszych losów,  z trudem odbudowywała zaufanie do państwowego właściciela firmy. Mimo to nie szczędząc wysiłków poprawiono w fabryce  organizację produkcji i jej rentowność. To zaś spowodowało, że państwowy właściciel 1 stycznia 1951 roku usamodzielnił finansowo Zakład nr 17, wprowadził w nim pełny rozrachunek gospodarczy i zmienił jego nazwę na Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Drzewnego. W tamtych czasach usamodzielnienie finansowe przedsiębiorstwa, przy kompetentnym kierownictwie, niesamowicie wzmacniało jego wizerunek i potencjał rozwojowy. Państwowy właściciel przedsiębiorstwa  tym samym otworzył zakładom drogę do kredytów inwestycyjnych,  które umożliwiły masywną rozbudowę fabryki. Wkrótce Zakłady w oparciu o zmodernizowane przez własnych inżynierów  przedwojenne projekty stały się monopolistą w produkcji rodziny wozów gospodarczych. W latach 1951 do 1960 corocznie  wytwarzano ich około 10 tys.  Niemalże cała  produkcja zakładów trafiała do państwowych i spółdzielczych gospodarstw rolnych. Rolnicy indywidualni z zazdrością patrzyli na estetyczne, funkcjonalne i trwałe pojazdy produkowane w sędziszowskiej fabryce. Niektórzy z nich zaopatrywali się w nie na rynku wtórnym lub na rzadko  organizowanych wyprzedażach.


                Jeden z kilku modeli wozów gospodarczych produkowany w latach 50-tych w Sędziszowie.

 

poniedziałek, 9 października 2023

 

Cukrownia „Ropczyce”

JAK FENIKS Z POPIOŁÓW

 

Minęło właśnie 50 lat od decyzji Komisji Planowania przy Radzie Ministrów PRL o lokalizacji w Ropczycach ogromnej, jak na owe czasy, fabryki cukru.  Podobno decyzję tę miał „wydeptać” na partyjnych i rządowych korytarzach ksiądz dr Jan Zwierz charyzmatyczny wychowawca młodzieży oraz niestrudzony działacz społeczny. Takie same cukrownie, będące wyłącznym dziełem polskich inżynierów, budowano równolegle w Glinojecku na Mazowszu i na Węgrzech w miejscowości  Kaba.



                                                            Teren przyszłej cukrowni.

Stoi z lewej  ks. dr Jan Zwierz, obok dyrektor budowy inż. Rajmund Siemion z pracownikami rzeszowskiej Przemysłówki, generalnego wykonawcy tej inwestycji.

      Polski przemysł cukrowniczy należy do najstarszych w Europie. Tradycja produkcji cukru z buraków cukrowych (beta vulgaris) rozpoczęła się w 1801 roku, kiedy to zbudowano pierwszą na świecie buraczaną cukrownię w Konarach na Dolnym Śląsku. Technologię tę wynalazł i opracował  inż. Franc Karl  Achard. W oparciu o nią w roku 1845 Kazimierz hr. Łubieński, w swoim majątku Łubna,  wybudował drugą w Europie fabrykę cukru buraczanego. Od tego czasu  polscy ziemianie rozpoczęli uprawę buraków cukrowych i wytwarzanie z nich cukru w budowanych przez siebie cukrowniach. Były to małe zakłady o niskiej wydajności i stosunkowo wysokich kosztach produkcji.

         W pobliskim Sędziszowie, z inicjatywy Artura hr. Potockiego w 1869 roku założono  spółkę by ta zbudowała cukrownię i rafinerię cukru. Niestety kapitał zakładowy spółki  okazał się niewystarczający. Nie udało się utworzyć odpowiedniej bazy surowcowej,  buraki  miały niską zawartość cukru, przeroby dobowe były zbyt skromne, amatorska organizacja pracy i brak nadzoru technologicznego po 18 latach istnienia sędziszowskiej cukrowni doprowadziły do jej likwidacji. Pozostały długi, które Potocki spłacał z wyprzedaży majątku spółki.

 

Z BRONIĄ U NOGI cz. 1

W kancelarii adwokackiej FORYSTEK&PARTNERZY aktualnie toczy się w Krakowie postępowanie w sprawie zwrotu terenów, będących przed  upaństwowieniem w 1949 roku,  własnością Zakładów Przemysłowych Sędziszów Małopolski sp. z o.o. Spółka ta po okresie „uśpienia” reaktywowała w 2016 roku swój status prawny pod nr KRS 0000599475. Na tych, upaństwowionych  terenach „rozgościły się” później Rzeszowskie Fabryki Mebli.  

Kancelaria Adwokacka FORYSTEK&PARTNERZY to osławiona i skuteczna firma. Zwroty w naturze znacjonalizowanych niezgodnie z prawem fabryk, wywalczanie odszkodowań od Skarbu Państwa za  bezprawnie zawłaszczony lub zniszczony majątek, a nawet za wyeksploatowane złoża kopalin to jej chleb powszedni.  A więc nic dziwnego, że sędziszowska Spółka, założona 25 czerwca 1937 r. przez przedsiębiorczych ziemian, szukających zbytu na drewno z własnych lasów, wolą swoich  obecnych wspólników i z pomocą  krakowskich prawników stara się o zwrot terenów, na których  dawniej prowadziła działalność gospodarczą. Tereny te o powierzchni ok. 5 ha pozostałe po zlikwidowanej cukrowni,  Spółka nabyła  notarialnie 7 lipca 1937 r od Jakuba Szrencela i Salomona Bircza. Na działkach, tych uzbrojonych wcześniej przez cukrownię w wodę i kanalizację, w dwu budynkach, działał już skład drewna i duży tartak. Przedmiotem działalności stała się przemysłowa przeróbka drewna, a zapleczem produkcyjnym błyskawicznie  uruchomionej fabryki  była tania siła robocza, nieopodal biegnąca linia kolejowa oraz mocno zalesione tereny Sędziszowa, Mielca i Dębicy.  W latach 1937 do 1939 Spółka zbudowała: kuźnię, warsztat ślusarsko-mechaniczny, główny budynek fabryczny, suszarnię, stajnie i trzy budynki magazynowe.  Jej  fabryka produkowała wówczas parkiet, a dla wojska baraki, ławy i łóżka koszarowe, stoły i krzesła i co najważniejsze wozy różnego typu i rodzaju w tym wozy amunicyjne.

 Prekursorzy industrializacji

Inicjatorami założenia Spółki była dwójka przyjaciół: Włodzimierz Skarbek-Borowski z Minogi i Stanisław hr. Rey z Przecławia. Ich przyjaźń narodziła się w  czasach I wojny światowej podczas wspólnego pobytu w Moskwie,. Potem obaj odbywali praktyki rolne w majątku Bużanka na Ukrainie. Obaj też w roku 1918 równocześnie wrócili do kraju. Borowski rozpoczął pracę u Reyów, odbudowując ich zniszczony wojną majątek w Sieciechowicach w powiecie olkuskim.  Kiedy w 1927 roku Reyowie przenieśli się do pałacu w  Przecławiu odziedziczonym po Mieczysławie Reyu, stryjecznym dziadku Stanisława,  również Skarbek-Borowski przeprowadził się w okolice Dębicy do Nagawczyny. Właścicielem tego majątku był wówczas Edward hr. Raczyński, w latach 1934 do 1945 ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, równocześnie w okresie 1941 do 1943 roku minister spraw zagranicznych emigracyjnego Rządu RP, a po wojnie prezydent RP na uchodźctwie. W okresie międzywojennym hr. Raczyński, wykorzystując swoje wpływy w kołach gospodarczych Polski,  stworzył warunki dla wielu znaczących inwestycji. Najważniejsze z nich to późniejsza Fabryka STOMIL w Dębicy,  ale też Zakłady Przemysłowe w Sędziszowie Małopolskim sp. z o.o. Wpływy te wykorzystywał Skarbek-Borowski zapewniając sędziszowskiej fabryce, też dzięki Raczyńskiemu, intratne zamówienia  i duże kontrakty na dostawy dla wojska głównie wozów amunicyjnych.  Możliwe też, że jego działania marketingowe były skuteczniejsze ponieważ drugą żoną Raczyńskiego była Cecylia Jaroszyńska, siostra Elżbiety Jaroszyńskiej, żony Skarbka - Borowskiego. 

Wojskowy wóz amunicyjny,

produkowany przez  Spółkę do wczesnych lat 50-tych XX wieku.

Fotografia ze zbiorów p. Andrzeja Michalskiego

środa, 27 września 2023

Kpt.ż.w. Leszek Wiktorowicz

 Wielki Kapitan – ostatni ze starej gwardii

     Kapitan żeglugi wielkiej Leszek Wiktorowicz, bo o  nim są te wspomnienia, legendarny komendant  żaglowca szkoleniowego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, „Daru Młodzieży”.  Fregata była następczynią dwu poprzednich żaglowców szkoleniowych; „Lwowa” i „Daru Pomorza”. Kadłub „Daru Młodzieży” został wodowany 12 listopada 1981 r., miesiąc wcześniej przed wprowadzeniem stanu wojennego, a10 lipca 1982 r. „ Dar Młodzieży” wypłynął w swój dziewiczy rejs pod dowództwem kpt. Olechnowicza. To właśnie te dwa żaglowce stały się sensem życia    i miłością dla  Leszka.

Jak się zaczęło

      Leszek urodził się w Boreczku, 18 czerwca 1937 r. Jego rodzicami byli Genowefa                  i Władysław Wiktor. Miał dwóch młodszych braci Adama i Kazimierza. Podstawową  edukację szkolną zdobywał w szkole boreczkowskiej, a później rozpoczął naukę w Liceum,                     w Sędziszowie.


    Jednak jego marzeniem było coś innego. W 1952 r., po otrzymaniu promocji do dziewiątej klasy, kupił bilet, wsiadł do pociągu i pojechał do Gdańska. W tych latach przemysł okrętowy potrzebował ludzi, a zatem był również szeroki nabór do Technikum Przemysłu Okrętowego   w Gdańsku. W tym samym roku Leszek rozpoczął naukę w tej szkole, (jak mówił , samych pierwszych klas było jedenaście). Nie było łatwo. Wprawdzie miał podstawy z matematyki       i polskiego ale i tak nauczyciel poprawiał go, że nie mówi się „wkiedy” tylko „kiedy”.  Po jej ukończeniu wstąpił do Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej na Wydział Techniczny. Tak zaczęła się marynarska przygoda czternastoletniego chłopaka z Boreczku.  Praktyki odbywał na „Iskrze i ORP „Gryfie”, na którym morze oglądał głównie z maszynowni. Jak wspominał, na „Iskrze”, statku szkoleniowym Szkoły Marynarki Wojennej, w „celach szkoleniowych” obierał ziemniaki. „Kiwało wówczas strasznie, statek był nieduży. Kiedy skończyłem dyżur w kuchni, zwaliłem się na pokład. Było mi wszystko jedno, czy wyrzucą mnie za burtę, czy zostawią”. Pomny własnych doświadczeń, w latach swojej pracy wychowawczej, miał pełne zrozumienie gdy studenci przyjmowali „pozycje alarmowe w ubikacjach i prezentowali zielone oblicza.

    Perspektywa pływania ale oglądania morza z pomieszczeń maszynowni nie satysfakcjonowała go. Przerwał naukę w Szkole Marynarki Wojennej i w 1958 roku przeszedł do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni na Wydział Nawigacyjny. W tym samym roku przeniósł się do Gdyni. Naukę w szkole ukończył w 1962 roku, z tytułem technika nawigatora morskiego i podjął pracę w Polskiej Żegludze Morskiej                w Szczecinie. Po zdaniu odpowiednich egzaminów i wykazaniu się wymaganą praktyką morską, w 1964 roku otrzymał dyplom porucznika żeglugi małej. Na swoją legendę Wielkiego Żeglarza zapracował solidnie, przechodząc wszystkie szczeble – od chłopca okrętowego, kiedy jak sam mówił „ważniejszy   w hierarchii pokładowej ode mnie był nawet pies Misio”, do pierwszego oficera na „Darze Pomorza” i pierwszego po Bogu, czyli komendanta „Daru Młodzieży”. Zgodnie z tradycją „Lwowa” i „Daru Pomorza”, dowódca statku tytułowany był komendantem. Żeglarską służbę rozpoczął  na „Darze Pomorza”, pod komendą kpt.ż.w. Kazimierza Jurkiewicza, w 1959 roku. Najpierw jako kandydat do PSM i jej uczeń, a po ukończeniu szkoły jako oficer praktyk,          II oficer wachtowy i w 1971 roku, jako kierownik nauk. Po zakończeniu sezonu szkolenia      (w sezonie zimowym) pływał na statkach Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie. Na jesieni 1971 roku kończy pracę w Wyższej Szkole Morskiej (przemianowanej Państwowej Szkole Morskiej). Jeszcze w 1970 roku przerwał czasowo pracę w PŻM w Szczecinie i na Darze Pomorza, zatrudnił się Zarządzie Morskiego Portu Handlowego w Gdyni. Podyktowane to było pragnieniem ukończenia studiów zaocznych na Wydziale Nawigacji Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, który kończy w 1977 roku, z tytułem inżyniera nawigatora. Po ukończeniu studiów wraca do pływania w PŻM w Szczecinie. W 1977 roku otrzymuje dyplom kapitana żeglugi, przyznany przez Ministra Handlu Zagranicznego i Gospodarki Morskiej. W tym roku objął, po raz pierwszy, dowództwo mostku kapitańskiego (na tankowcu „Siarkopol”). Do 1981 roku pracował w PŻM  Szczecin oraz na statkach obcych bander (m.in. 300-tysięcznikach norweskich).