środa, 20 grudnia 2023

 

 

WSPOMNIENIE.

Maria Satkowska h. Rola

urodzona 8 sierpnia 1882 roku w Dębie. Zmarła 29 kwietnia 1982 roku w Sędziszowie Małopolskim.

 

 

Maria Satkowska

Przełom XIX i XX wieku.

 

Urodziła się w Dębie jako przedostatnie dziecko małżeństwa Aleksandra Satkowskiego i Emilii Satkowskiej z d. Cieślickiej. Zmarła zaś w Sędziszowie Młp., w którym mieszkała ponad 80 lat. Miała siedmioro rodzeństwa – starsi to Stefan, Jadwiga, Kazimierz, Franciszek, Aleksander i Adela, zaś młodszą od niej siostrą była Zofia. Ojciec Marii to dyplomowany leśnik wykształcony w leśnych szkołach Wiednia, a później Krakowa, zaś matka to szlachcianka, sierota podlegająca jednak starannej edukacji domowej w rodzinie Onufrego Roznera, jej dziadka po kądzieli. Ojciec Marii brał czynny udział  w Powstaniu Styczniowym, najprawdopodobniej jako jeden z ochotników oddziału jaki utworzył Juliusz hr. Tarnowski ur. 26.12.1840 roku w Dzikowie, syn Jana Bogdana Tarnowskiego. Oddział ten liczył około 800 ludzi  pozostawał pod komenda gen. Jordana, który podzielił go na dwa pododdziały pozostające pod komendą doświadczonych wojskowych pułkownika Dunajewskiego i pułkownika Jana Popiela. Powstańcy w dniu 20.06.1863 r po przeprawie przez Wisłę w okolicach Szczucina weszli  z marszu do boju pod Komorowem, gdzie wcześniej zdradzeni, zostali rozgromieni przez czekających na  nich żołnierzy rosyjskich Tam właśnie zginął Juliusz hr. Tarnowski. Po tej klęsce, a także po całkowitym upadku powstania Aleksander Satkowski wraz z innymi ewakuował resztki oddziałów powstańczych przez Wisłę z zaboru rosyjskiego do zaboru austriackiego. Ale też aż  do swojej śmierci w 1897 roku pełnił funkcję nadleśniczego Nadleśnictwa Dęba w majątku hrabiów Tarnowskich              z Dzikowa, korzystając z nadzwyczajnej opieki tej Rodziny.

Również Maria w dobie kształtowania się form szkolnictwa żeńskiego w Galicji była edukowana w sposób, na jaki pozwalał ówczesny model nauczania dziewcząt. A więc po skończeniu elementarnej szkoły ludowej, następnie po okresie intensywnej nauki domowej prowadzonej przez prywatnego nauczyciela, rozpoczęła dalszą  edukację w nowo otwartej lwowskiej szkole dla dziewcząt, nazywanej żeńskim  liceum. Po trzech latach nauka w tej szkole kończyła się egzaminem maturalnym, który jednak nie dawał wstępu na studia uniwersyteckie. Była to więc namiastka matury jaką zdawali absolwenci męskich gimnazjów    z pełnym prawem studiowania na ówczesnych uniwersytetach.

W domu rodzinnym Marii panowała atmosfera szczególnego patriotyzmu. Z jednej strony żal po przegranym powstaniu styczniowym, którego czynnym uczestnikiem był jej ojciec Aleksander, z drugiej zaś wpływ poglądów rodziny Tarnowskich na ostudzanie resentymentów powstańczych na rzecz pozytywistycznej pracy dla dobra ułomnej, ale jednak Ojczyzny jaką była wówczas Galicja. Młoda, energiczna i jak na owe czasy dobrze wykształcona kobieta ulegała tym nastrojom, dobrze oceniała politykę Habsburgów wobec Galicji, ich dbałość o rozwój kultury i szkolnictwa i co najważniejsze pozostawienie jej dużej autonomii politycznej, z udziałem reprezentantów polskiej społeczności w przedstawicielskich władzach monarchii. Była to polityka stojąca w sprzeczności z reżimem zaboru rosyjskiego skąd wywodził się ród Satkowskich. 

„Bo z Habsburgów tronem złączon jest na wieki Polski los” To pierwsze słowa hymnu Cesarstwa, śpiewanego we wszystkich  polskich szkołach zaboru austriackiego.   Jak się wydaje pozostał resentymentem w sercu Marii, do końca jej blisko 100 letniego życia. Jednak to wspomnienie młodości nie ostudzało jej zapału by zdecydowanie wejść w rzeczywistość II Rzeczypospolitej, równocześnie snując w Lidze Morskiej i Kolonialnej, jako jej członkini, marzenia o mocarstwowości odrodzonej Ojczyzny.    W  marzeniach tych Polska, nie tylko        z dostępem do morza, ale także z koloniami miała być szansą na korzyści ekonomiczne oraz wzrost jej prestiżu. Marzenia te Maria podbudowywała działaniem. Uczestniczyła bowiem z pasją we wszystkim co się wokół niej działo, we wszystkich zmianach politycznych i kulturalnych, jakie przyniosła Wielka Wojna, w której ginęli masowo jej rówieśnicy. W czasie jej trwania oraz w pierwszych latach po niej organizowała, a także  brała udział w licznych akcjach społecznych, np. w akcji opieki nad ofiarami wojny. Stąd też pozostawiony przez nią rodzinie surowy przekaz by jej grób znalazł się jak najbliżej grobów żołnierzy, ofiar tamtej, strasznej wojny. Tak też się stało. Leży na cmentarzu w Sędziszowie Młp,  tuż obok cmentarzyka,  na którym pochowano  tamtych bohaterów.

Była miłośniczką wielkich głosów. Wspaniałego tenora Jan Kiepury, chłopaka    z Sosnowca i cudownego sopranu koloraturowego Ady Sari. Była bywalczynią   Krynicy – Zdroju gdzie na deptaku w miejscu dzisiejszej muszli  koncertowej występował jej idol, budowniczy i właściciel słynnego hotelu „Patria” Była też wielbicielką teatru i talentu Mieczysławy Ćwiklińskiej, zaś sama (w uznaniu jej zasług dla rozwoju amatorskiego ruchu teatralnego i profesjonalnego aktorstwa) została nazwana przez jej współczesnych sędziszowską Ćwiklińską.

Była też wielbicielką twórczości i przyjaciółką Marii Rodziewiczówny, którą dwukrotnie odwiedziła w Hruszowej na Polesiu, majątku w którym powstała większość napisanych przez Rodziewiczówną powieści. Zgromadziła je wszystkie w swoim domu w Sędziszowie. Podpisany przez Rodziewiczównę egzemplarz Dewajtisa krył pomiędzy kartami zasuszone liście tego powieściowego dębu.

 W latach 30 – stych XX wieku oraz w latach powojennych książki te stały się trzonem jej prywatnej biblioteki, które ochoczo i bezpłatnie wypożyczała mieszkańcom Sędziszowa. Ogromnym zainteresowaniem mieszkańców miasteczka cieszyła się twórczość Olivera Jamesa Curwooda, Jacka Londona, Karola Maya no i oczywiście Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Józefa Ignacego Kraszewskiego, ale także Fiodora Dostojewskiego i Lwa Tołstoja oraz wielu innych autorów. Prowadziła więc w Sędziszowie pierwszą i jedyną prywatną bibliotekę, która przetrwała okupację niemiecką, przejście frontu nad Sędziszowem w 1944 roku, pierwsze lata powojenne, by całkowicie „zczytana” zakończyć działalność na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Zgromadziła również opasłe tomy, pełne sugestywnych ilustracji, napisane przez Sebastiana Kneippa propagujące leczenie wodą. Chętnie dzieliła się z sędziszowianami doświadczeniami i wiedzą z zakresu hydroterapii jako metody zapobiegającej i leczącej przeróżne dolegliwości.

Druga połowa XIX wieku, aż do roku 1918 to czas niebywałego rozwoju amatorskiego ruchu teatralnego w Galicji, potem kontynuowanego w II Rzeczpospolitej. W miastach i miasteczkach powstało wiele zespołów teatralnych.  Grano głównie utwory komediowe i narodowe. Poziom tych przedstawień nie był wysoki jednak wielu spośród animatorów tego ruchu na trwale wpisało się na karty historii, a wielu aktorów zrobiło międzynarodowe kariery. Chociażby Helena Modrzejewska debiutująca w amatorskim teatrze Konstantego Łobojki czy Gabriela Zapolska grająca swój debiut w małym objazdowym teatrzyku Piotra Woźniakowskiego.

 Przykłady te i wiele innych stanowiły inspirację dla młodej wyemancypowanej kobiety, której zainteresowania zdecydowanie lokowały się w obszarze uprawiania i upowszechniania kultury. Szansą było pozyskanie stałego źródła dochodów z pracy na poczcie w Sędziszowie Młp.

Maria Satkowska powołała więc do życia amatorski teatr pod nazwą REDUTA. Tym samym rozpoczyna się w jej życiu i co najważniejsze w życiu społeczności Sędziszowa blisko 40 letni okres przygody ze sztuką. Co prawda sztuką nie najwyższych lotów, jednak wykonywaną przez aktorów amatorów z pasją i poświeceniem i odbieraną przez społeczność miasteczka z reguły bardzo pozytywnie. Tym bardziej, że aktorzy to bliscy i znajomi widzów, a reżyserka przedstawień to „pani Satkowska”, sama w sobie instytucja społecznego zaangażowania i autorytet w dziedzinie estetyki i dobrego smaku. Wszak Maria Satkowska i jej rodzina obcując od dziecka z familią hr. Tarnowskich z Dzikowa, a głównie z Janem Zdzisławem Tarnowskim działaczem gospodarczym, społecznym i kulturalnym, fundatorem licznych placówek pożytku publicznego najprawdopodobniej korzystała z jego wskazań, a także protekcji.

         A w Sędziszowie, w amatorskim teatrze REDUTA jeszcze przed wojną, grano jednoaktówkę „Zagłoba swatem” Henryka Sienkiewicza, napisaną w 1900 roku na Jubileusz 25-lecia jego pracy literackiej. Grano też sztandarową pozycję teatru Marii Satkowskiej „Damy i Huzary” Aleksandra Fredry, „Fircyka w zalotach” Franciszka Zabłockiego - komedię zadedykowaną królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, a także komedię miłosną „Szczęście Frania” Włodzimierza Perzyńskiego i kilka innych sztuk. Repertuar ten grano również z sukcesem po wojnie, bawiąc umęczone wojną społeczeństwo Sędziszowa. Poniżej najstarsze zachowane zdjęcie zespołu sędziszowskiego teatru REDUTA wykonane w połowie lat 30-stych XX wieku w strojach i scenografii do jednoaktówki” Zagłoba swatem” Henryka Sienkiewicza.


            Siedzi od lewej Maria Satkowska, stoi druga od prawej Jadwiga Romanowska,

Pozostałe osoby nieznane.

Połowa lat 30-stych XX wieku.

         Na szczególna uwagę zasługują aktorzy – amatorzy. Niestety niewielu z nich zachowało się w pamięci autorów wspomnień o amatorskim ruchu teatralnym Sędziszowa. Oczywiście każde przedstawienie opracowywała scenicznie, reżyserowała i w nim grała Maria Satkowska. Również w dużej mierze je finansowała. Najprawdopodobniej czyniła to wspólnie z jej scenicznymi partnerami. Ale na szczególna uwagę zasługują takie osoby jak pan Zach, najprawdopodobniej stale obsadzany w roli kapelana w „Damach i Huzarach”, a w życiu pozascenicznym z-ca Naczelnika Poczty, czyli z-ca Marii Satkowskiej. Również pani Teodora Brandysowa, nauczycielka grająca z pasją chyba we wszystkich sztukach wystawianych po wojnie.        

 I wielu, wielu innych. Ich nazwiska i postaci jakie odtwarzali w ich amatorskim teatrze najprawdopodobniej zachowały się w pamięci starszych sędziszowian. Być może, gdy postać i dokonania Marii Satkowskiej powrócą do publicznego obiegu, wtedy otworzy się pamięć rodzin widzów i sympatyków teatru. Będzie można dotrzeć do ich wspomnień i relacji na podstawie których, uda się profesjonalnie odtworzyć czasy sędziszowskiego teatru REDUTA.

Ale to nie wszystko o Marii Satkowskiej. Była przecież uzdolnioną malarką-amatorką, a jej prace wykonywane techniką olejną do dzisiaj zdobią ściany wielu domów. Jednak najlepiej czuła się kopiując niektórych dziewiętnastowiecznych malarzy. Na przykład „Rybaka” Wyczółkowskiego namalowała, aż w kilku kopiach! Była też zapaloną prenumeratorką „Bluszcza” topowego przed wojną czasopisma dla kobiet. Gazeta ta zachowana po wojnie w oprawionych rocznikach stanowiła część jej prywatnej biblioteki i podobnie jak książki była wypożyczana chętnym czytelniczkom.

W 1936 roku Maria nabyła w Sędziszowie Młp, przy głównej ulicy, działkę budowlaną. Na tym miejscu postawiła niewielki domek, przeniesioną z Nadleśnictwa Dęba modrzewiową leśniczówkę osłoniętą od południa szerokim, podmurowanym gankiem.

                         Maria Satkowska przed swoim domem ze swoimi kwiatami.

Rok 1937.

          Jak głosi rodzinna wieść domek ten to dar Jana Zdzisława h. Tarnowskiego dla Marii, być może za opiekę nad starzejącą się jej Mamą, Emilią Satkowską, być może też za jej społecznikowską aktywność?

Od tego czasu nowa siedziba Marii była często i licznie odwiedzana przez jej siostrzenice, które wpierw same, a potem z mężami i dziećmi ją odwiedzały. Najstarsza z sióstr Romanowskich, Jadwiga przed wojną była nauczycielką w nieodległej wsi Czarna, a jej młodsza siostra Eugenia wraz mężem Antonim Pałką uczyła w Niedźwiadzie obok Łączek Kucharskich. Również pozostałe siostry Janina,  Władysława i najmłodsza Maria często bywały w Sędziszowie kontynuując tradycje odwiedzania mieszkającej z rodziną od przełomu XIX i XX wieku w Kasarni, ich Babci Emilii Satkowskiej..

Czasy okupacji niemieckiej Maria Satkowska spędziła w swoim domu  w Sędziszowie. Jej dom był otwarty dla przesiedleńców i uciekinierów. Mieszkały z nią przesiedlone z Poznania matka z dwoma córkami oraz ze Lwowa Państwo Dobrowolscy. Niestety lwowianin Dobrowolski w sierpniu 1944 roku podczas przetaczania się frontu nad Sędziszowem został zabity na podwórku domu Marii,  wybuchem pocisku artyleryjskiego. Dom od strony zachodniej został poważnie uszkodzony.

Nie jest pewne czy Maria Satkowska zaangażowała się czynnie w ruch oporu. Czy była członkiem Armii Krajowej. Wydaje się, że jej dom w nomenklaturze organizacji był „meliną” gdzie zbierano i przekazywano informacje cenne dla ruchu oporu. Bardzo często odwiedzali Marię bracia Pazdanowie z Góry Ropczyckiej,  łącznicy - żołnierze AK

W czasy PRL – u Maria Satkowska weszła odważnie. Osobiste doświadczenia                 i przeżycia dwóch historycznych epok tj. schyłkowego okresu epoki Habsburgów, czasów legionowej walki o odzyskania niepodległości i odbudowy polskiej państwowości, w której brał czynny udział jej brat por. Aleksander Tadeusz Satkowski, przysporzyło jej szacunku mieszkańców Sędziszowa i być może autorytetu sprawnego urzędnika u nowych władz. Znowu powołano ją na stanowisko Naczelnika Poczty Polskiej. Pełniła tę funkcję aż do emerytury, na którą przeszła dopiero z końcem lat 50 – tych XX wieku. Wraz z nią, zaraz po wojnie zamieszkała rodzina jej siostrzenicy Władysławy Skarbkowej z d. Romanowskiej, córki jej najmłodszej siostry Zofii Satkowskiej po mężu Romanowskiej. Jej siostrzenica, ceniona nauczycielka, wraz  z mężem i dwoma synami zajmowała połowę domu Marii, zaś w drugiej połowie urządzonej bogato , meblami i bibelotami  z rodzinnego domu Marii zamieszkała ona sama.


 Maria Satkowska w swoim saloniku.

 Nadal działała prowadząc teatr REDUTA, pracowała w ukwieconym ogródku                 i zachowując doskonałą kondycję zajmowała się do późnych lat życia czytaniem kolejnych książek.

Maria Satkowska, na swoje życzenie, została pochowana na cmentarzu w Sędziszowie Młp, tak jak wcześniej wspomniano, tuż obok grobów żołnierzy poległych w czasie Wielkiej Wojny 1814 roku. Jej życie było wypełnione kulturową pasją, perlistym śmiechem i z rzadka pięknymi wspomnieniami z czasów gdy dom Habsburgów miał na wieki wypełniać polski los.

 

Wspomnienie spisał:

Andrzej Antoni Skarbek

Cioteczny wnuk Marii Satkowskiej.

Ani wołów ani koni sama żelazica goni

 

Ani wołów ani koni sama żelazica goni

Kolej Galicyjska w Sędziszowie.

 

„Patrzcie, ani wołów ani koni sama żelazica goni”  Tak 165 lat temu czyli 15 listopada 1858 roku  dziwowali się mieszkańcy Sędziszowa obserwując przejazd wzdłuż granic miasta pierwszego pociągu Kolei Galicyjskiej. „Po ukończeniu toru pierwszego, gdy już jechał pierwszy parowóz, ludzie mówili ze jedzie diabeł, albo kobiety mówiły, że już będzie koniec świata, bo Lucyfer jedzie na ognistym wozie. Patrzcie, tyle wozów jedzie bez koni, a „italjanie” pracujący przy budowie żywili się żabami”– to wspomnienie sędziszowian  zanotował  w 1936 roku etnograf dr. Jerzy Fierich. Według  niego obawy te zniknęły, gdy mieszkańcy  Sędziszowa i okolic przejechali się gratis pierwszym pociągiem do  Rzeszowa. „Ludzi siadło bardzo dużo, a z powrotem, bez urazy,   maszerowali” .

                Żadne z wydarzeń w przeszłości nie wywarło tak  znaczącego wpływu na życie mieszkańców miasta jak wybudowanie wzdłuż jego północnych granic linii kolejowej. Sędziszów leżący na cesarsko-królewskim gościńcu z Krakowa do Lwowa, dopiero tym  żelaznym szlakiem otworzył się na świat. Nie stało się to nagle, ale z roku na rok skutki posiadania kolejowej stacji towarowej  i pasażerskiego dworca były coraz bardziej odczuwalne. Jaskółką tych zmian było wybudowanie w 1869 roku  z inicjatywy Artura hr. Potockiego, dużej  cukrowni i rafinerii cukru, uruchomienie handlu drewnem z kolejowych składów,  a potem rozwój drobnego przemysłu i powstanie co najmniej dwóch znaczących fabryk. Sędziszów zaczął się uprzemysławiać, a część jego mieszkańców zmieniała status społeczny,  stając się włościan robotnikami.

 Koncesja Cesarza Franciszka Józefa.

Strategicznym  celem Cesarstwa było połączenie Wiednia linią kolejową  z Południowo-Zachodnia Koleją Imperium Rosyjskiego, a po drodze administracyjne i gospodarcze  zintegrowanie Galicji ze  stolicą oraz  jej stopniowe cywilizowanie. Dla przypomnienia: 251 lat temu tj. w 1772 roku Rosja, Prusy i Austria podpisały w Petersburgu traktat rozbiorowy dotyczący podziału ziem Rzeczypospolitej. W wyniku tego na ziemiach przypadłych Austrii jej rząd utworzył  Królestwo Galicji i Lodomerii ze stolica we Lwowie. Sędziszów znalazł się w Galicji.

Aby to zadanie zrealizować już w roku 1836  Ferdynand Habsburg, ówczesny Cesarz Austrii koncesjonował Towarzystwo Akcyjne Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda. Głównym akcjonariuszem spółki był wiedeński milioner, Rochschild. Po dziewiętnastu latach projektowania i budowy całej sieci lokalnych połączeń w roku 1855 kolej dobiegła do Krakowa. Jej długość to 480 kilometrów.   

 Strategiczny zamysł połączenia kolejowego Wiednia z Imperium Rosyjskim zmaterializował się, kiedy w 1856 roku ostatecznie wytyczono odcinek trasy z Krakowa do Dębicy i dalej do Lwowa. W tym czasie galicyjscy magnaci Leon Sapieha i Andrzej Potocki zorganizowali własna spółkę pod nazwą Towarzystwo Akcjonariuszy Cesarsko-Królewskiej  Uprzywilejowanej Kolei Galicyjskiej im. Karola Ludwika, rodzonego brata Cesarza Franciszka Józefa Habsburga.  Ten nie zwlekając, bez administracyjnej mitręgi,  przyznał  Towarzystwu koncesję na budowę odcinka z Dębicy, przez Sędziszów, Rzeszów,  Przeworsk, Jarosław, Przemyśl do Lwowa. Pozostawił zaś w rękach Kolei Północnej budowę odcinka z Krakowa do Dębicy. Idąc za ciosem po pierwszej cesarskiej koncesji, spółka Sapiehy i Potockiego pozyskała  trzy następne,  ostatnią w 1886 roku. Mogła więc dalej budować sieć linii kolejowych łączących Lwów ze znaczącymi miastami Galicji i Lodomerii.

 Stacja Sędziszów

Budowę pierwszego odcinka kolei z Dębicy przez Sędziszów do Rzeszowa rozpoczęto na początku 1858 roku. Spółka Sapiehy i Potockiego wykorzystała  wcześniej opracowane  cesarskie koncepcje i plany. Po niespełna roku, bo już 15 listopada 1858 roku trasą  z Dębicy przez stację Sędziszów do Rzeszowa przejechał pierwszy pociąg. „Żelazica bez wołów i koni” podobno pokonała trasę 46 km w dwie i pół  godziny.

                                                                     

                        Dworzec kolejowy w Sędziszowie, fotografia z przełomu XIX i XX wieku.

 

W Gazecie Lwowskiej z marca 1852 roku, a więc na 4 lata przed rozpoczęciem budowy kolei z Dębicy do Rzeszowa tak opisano jej trasę:

od Dębicy aż do wsi Czekaj, dukt…poprowadzonym jest w prostej linii spadkiem pagórków ograniczających dolinę Wisłoki, zawsze po lewej stronie cesarskiego gościńca, który mu zawsze towarzyszy. W Czekaju zatacza kolej łukiem i trzymając się cięgle pagórków przekracza pod wsią Pietrzejowa rzekę Ropę po moście murowanym o 5-ciu arkadach skąd przez łąki wsi Witkowic i Borku dostaje się do Sędziszowa. W Sędziszowie jest pierwsza stacya od Dębicy i pierwszy na tej linii będzie w tym miejscu dworzec . Zanim atoli kolej doprowadzona jest do niego  przekracza wprzódy pod samym prawie dworcem rzekę Górkę (Budzisz) po moście żelaznym  o trzech arkadach , na której przeciwnym brzegu zbudowanym będzie dworzec Sędziszowski. Od dworca w Sędziszowie kolej skręca się w dolinę rzeki Olchowy, której zakręty przekracza po czterech wielkich mostach, każdy o trzech arkadach. Przebywszy mosty wspomniane przerzyna się pod samym prawie Sędziszowem przez  gościniec cesarski i bieży przez wsie Księżomost, Olchowa, Będzimyśl w dzielnicę rzeki Wisłoka i Sanu, gdzie przerznąwszy raz jeszcze gościniec cesarski bieży dolina Wisłoka, aż do wsi Trzebownicka - .”

     Wydaje się, że budowę poprowadzono zgodnie z planami, o których pisała Gazeta Lwowska, a wytyczone „dukty” nadal są aktualne. Tylko przywoływana w tekście miedzy innymi  rzeka Górka to w rzeczywistości rzeka Budzisz, zaś trasa kolei zamiast trafiać do Trzebowniska trafiła do Ruskiej Wsi, tuż przy północnej granicy ówczesnego Rzeszowa. 

Tempo prac było iście piorunujące. Finansowanie, oprócz kapitałów własnych akcjonariuszy,  zapewniły banki austriackie i angielskie, a potrzebne materiały i urządzenia dostarczały firmy niemieckie. Robotami kierował doświadczony na budowach linii kolejowych w wielu europejskich  krajach niemiecki inżynier A. Kobie.  Siłą roboczą, w dużej liczbie,  stanowili chłopi z wiosek położonych wzdłuż budowanej linii kolejowej. Warunki pracy były ciężkie, szczególnie na terenach podmokłych oraz  przy omijaniu naturalnych pagórków i wzniesień. Prace prowadzono równocześnie na całej długości budowanej linii. W tym samym czasie wznoszono zabudowania stacyjne i gmachy dworców pasażerskich.

 

„Krowy przestaną się doić”

Przy budowie kolei nie obyło się bez niepokojów społecznych. Jak donoszą źródła,  mieszkańcy  Ropczyc zdecydowanie protestowali przeciwko kolei planowanej zbyt blisko ich domostw.  Przyczyny tych protestów nie są zbyt dobrze udokumentowane. Najprawdopodobniej chodziło o obawy ówczesnych wozaków, że umniejszą się im dochody z transportu towarów. A może chodziło o to „że krowy przestana się doić”? W konsekwencji zmieniono plany i linię kolejową poprowadzono w odległości blisko 10 km od miejskich granic.

Inaczej było w Sędziszowie. W owym czasie kiedy projektowano, a potem budowano kolej, Sędziszów był typowym prywatnym miasteczkiem. Właścicielem dominium sędziszowskiego po Potockich, Rudzińskich, Stadnickich  i innych został   niejaki Adrian August Almaryk hrabia de Mailly par Francji. W latach 1844 -1878 władał Sędziszowem z Francji na odległość przez najemnych zarządców i ich pomocników. Było mu obojętne, czy linia kolejowa biegnie przez miasto czy też obok niego. Najważniejsze, że za wywłaszczoną pod kolej ziemię otrzymał przyzwoita zapłatę. Może też bliskość kolei  odpowiadała przewidującym, sędziszowskim mieszczanom? Jak się później okazało Sędziszów nie protestując przeciwko kolei, wygrał los na loterii.   A  kolej - pozostawiwszy w Sędziszowie okazały budynek  dworca -  pomknęła przez Rzeszów do Przeworska i dalej do Jarosławia, Przemyśla i Lwowa.

                            Budynek dworca kolejowego w Przemyślu. Koniec XIX wieku.


                                                                       


Fasad dworca kolejowego we Lwowie. Początek XX wieku.




Kolej galicyjska przedsięwzięciem biznesowym.

 Spółka Sapiehy i Potockiego   następny odcinek kolei z Rzeszowa do Przeworska o długości 36,7 km oddala do użytku 15.11.1859 roku. Z Przeworska do Przemyśla o długości 50 km po roku bo też 15.11.1860, a ostatni z odcinków trasy do Lwowa o długości 98 km po upływie zaledwie 12 miesięcy bo 4.11.1861 roku.  To nieprawdopodobne tempo budowy linii kolejowej, wraz z infrastrukturą dworcową, która zachwyca architektonicznym smakiem głównie w Przemyślu i Lwowie. Nieodmiennie budzi też głębokie niedowierzanie.

Tak jednak było. Służyło temu niezawodne finansowanie, doskonała organizacja robót, tysiące robotników  i przekonanie inwestorów, że prywatne, biznesowe przedsięwzięcie się opłaci.   Projekt rozpoczęto z kapitałem zakładowym 73,7 mln koron, a po 30 latach eksploatacji kolei kapitalizacja spółki wyniosła aż 186 mln koron. Za taką też sumę rząd austriacki w 1892 roku odkupił ją od Towarzystwa Akcjonariuszy Cesarsko-Królewskiej Uprzywilejowanej Kolei Galicyjskiej im. Karola Ludwika.   

 

 

W tekście wykorzystano:

1. Przeszłość wsi powiatu ropczyckiego-

- Dr. Jerzy Fierich                                                                                   Andrzej Antoni Skarbek

2. Treści i Informacje z Wikipedii.                                                        Stowarzyszenie Historyczne „ODROWĄŻ”

3. Publikację Gazety Lwowskiej  przytoczoną                                                                  

w „Podkarpacka Historia”

4. Prywatne archiwum p. Kazimierza Hoedla

5. Prywatną fotografie autora.

 

czwartek, 23 listopada 2023

 

Zawłaszczone przedsiębiorstwo spółki.

Gdzieś, na samym początku lat 50 ubiegłego stulecia, na przeszklonej  werandzie siedziby  spółki Przemysł Pomocniczy COP spółka z o.o. w Sędziszowie Małopolskim, tuż obok wiszącej     u sufitu huśtawki i za rozsuwanymi drzwiami, dzieci prezesa zarządu Spółki  Jana Kroczki, Wojtek i Marysia,  ich koledzy oraz  piszący te słowa, wesoło bawili się w „ciuciubabkę”


 Pierwsza siedziba spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.

z werandą, miejscem zabaw dzieci Jana Kroczki.

                                                 Widok z początku lat 50-tych XX wieku.

                    W „ciuciubabkę” bawiła się też ze Spółką nowo umocowana w Polsce  władza ludowa. Utrzymywała bowiem w niepewności jej wspólników co do ich dalszych biznesowych losów.  Dylemat  czy spółka i jej zakłady zostaną zlikwidowane, czy wręcz przeciwnie po nacjonalizacji zacznie się ich rozwój, towarzyszył też w pierwszych sześciu latach po wojnie, nielicznej jeszcze załodze przedsiębiorstwa spółki i społeczeństwu miasta.   Jak powszechnie wiadomo w 1938 roku spółkę  założyli doświadczony przedsiębiorca Jan Kroczka z Warszawy, Antoni Dajna z Piastowa, Piotr Drąg, Gustaw Zagórski, Eugeniusz Rychlicki oraz Jan Pasternak przedsiębiorca z Sędziszowa. Ten ostatni, zamiast wkładu pieniężnego, wniósł do Spółki w użytkowanie swój mały zakład metalowy. Umowę spółki podpisano w kwietniu 1939 roku w jednej z rzeszowskich kancelarii notarialnych. Spółka tym samym zalegalizowała swój zarząd w osobach Jana Kroczki i Antoniego Dajny oraz uzyskała osobowość prawną. Tzn. mogła pozywać i być pozywaną, mogła nabywać na własność majątek trwały   i ruchomy, zatrudniać pracowników i w wyniku działalności gospodarczej generować zysk, który jest celem każdego  biznesu.

 Zakłady „u Kroczki”     przedsiębiorstwo Spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.

 Wspólnicy postanowili, za własne pieniądze włożone na kapitał założycielski spółki, utworzą przedsiębiorstwo tj. zakład produkcji metalowej.  Zorganizowanie takiego zakładu w Sędziszowie, w mieście gdzie królowało przetwórstwo drewna, okazało się po latach strzałem w „dziesiątkę”. Obdarzony biznesowym zmysłem Jan Kroczka wyczuł,  że zacofany przemysłowo region Polski Południowo Wschodniej to dobre miejsce, by wesprzeć całkowicie prywatnym przedsięwzięciem okalający Sędziszów państwowy Centralny Okręg Przemysłowy. Kooperacja jego Spółki  z  Zakładami H. Cegielskiego z Rzeszowa i Poznania, a także z zakładami drzewnymi z Sędziszowa w zakresie detali oraz  części metalowych do aparatury przemysłowej i wozów dla wojska  zagwarantowała jej dobry ekonomicznie start. Zapewniła pracę dla ponad 30 mieszkańców Sędziszowa i okolic w błyskawicznie wybudowanej hali montażowej, kuźni, spawalni, stolarni i magazynach. Praktyczny nadzór nad produkcją rodzącej się fabryki i szkoleniem nowych pracowników zapewnili miedzy innymi metalowcy z warsztatów Jana Pasternaka. Warsztaty te produkowały specjalistyczne, unikatowe w budowie, urządzenia i instalacje dla gorzelnictwa.

Wywłaszczenie pierwsze.

Ten dobrze rokujący projekt Jana Kroczki przerwał we wrześniu 1939 roku wybuch II wojny światowej., Niemcy nie zlikwidowali Spółki jako podmiotu prawa handlowego tylko po kilku miesiącach okupacyjnego funkcjonowania przejęli jej przedsiębiorstwo.  Tym samym ograbili  ją           z majątku produkcyjnego, zaś ona sama zawisła w przedwojennym stanie prawnym, w którym trwa do dzisiaj.  Jej założyciel i prezes zarządu spółki Jan Kroczka został administratorem przejętego przedsiębiorstwa. Nadal kierował warsztatem i kooperował z sąsiadującymi  Zakładami Drzewnymi, produkując dla nich między innymi okucia do  wytwarzanych tam na potrzeby armii niemieckiej wozów i sań. Jednak ekonomiczne profity z tej działalności czerpała III Rzesza.

Elektryfikacja.

Miasto „przed wojną” nie było powszechnie zelektryfikowane. Obrabiarki w powstających zakładach „u Kroczki” poruszane były siłą mięśni ludzkich. Tokarki z napędem siłami mięśni ludzkich bezpośrednio i z napędem pasowym z centralnego wału transmisyjnego.

 Na zdjęciu poniżej przykładowe  tokarki produkowane na przełomie XIX i XX wieku, być może używane w warsztatach Spółki. W czasie okupacji energie elektryczną dla przejętego przez okupanta przedsiębiorstwa zapewnili niemieccy administratorzy fabryki. Niestety w wyniku działań wojennych warsztaty zostały wcześniej ogołocone z maszyn i  zniszczone                                                                                              .                                                                                                                                                                                                                           

                                                                                                                                                                 Jednak tuż po wojnie, bo  w 1946 roku Zarząd Miasta wspólnie ze społecznym Komitetem Elektryfikacyjnym,  w skład którego weszli założyciele nadal istniejącej w obrocie prawnym spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.  Jan Kroczka i Jan Pasternak, wspólnie z miastem przywrócili  zasilanie fabryki w energię elektryczną.  W wyniku porozumień i umów zawartych z dyrekcją Elektrowni w Mościcach koło Tarnowa również miasto otrzymało sieć niskiego napięcia,  do której na początek podłączono  110 odbiorców.

                                                                                                             Zapobiegliwość właścicielska.    

Nawet w trudnych okupacyjnych warunkach  wrodzona    przedsiębiorczość Jana Kroczki dała o sobie znać. Działając w interesie spółki, przez którą jako jej założyciel,  zamierzał po wojnie prowadzić dalej działalność gospodarczą, na początku 1942 roku sprowadził do nowej hali fabrycznej Spółki hamburską firmę produkującą między innymi drezyny kolejowe. Niemiecki administrator zasilił ją w energię elektryczną oraz wyposażył w specjalistyczne maszyny i obrabiarki. Fabryka otrzymała nową nazwę „Draisinenbau Dr Alpers”. Zarząd nad nią objęła administracja niemiecka z inż. Alfredem Matzem na czele, natomiast Jan Kroczka objął stanowisko kierownika produkcyjnego.  Montowane tam drezyny kolejowe - ręczne i spalinowe - można było spotkać  na szlakach kolejowych okupowanej Europy. Zatrudnienie w wytwórni znacznie wzrosło, a jej pracownicy byli naturalnie chronienie przed wywózką na roboty do Niemiec. W fabryce działał ruch oporu. Wielu pracowników w tym ich szef Jan Kroczka w oczekiwaniu na koniec okupacji niemieckiej czynnie współdziałali z AK. Jednak tuz przed końcem wojny Kroczka nie uniknął aresztowania. W drodze na roboty udało mu się zbiec z transportu. Do końca wojny  ukrywał się w okolicach Sędziszowa.

 

Pionierzy odbudowy.

Świadomi klęski niemieccy administratorzy fabryki w pierwszych dniach lipca 1944 roku wywieźli do Rzeszy wiele maszyn i urządzeń. Część z nich załoga ukryła zakopując w ziemi. Podczas gdy przez  Sędziszów przetaczał się front, zakład został zniszczony. Na początku sierpnia 1944 roku do  miasta wkroczyli żołnierze Armii Czerwonej. Spółka Przemysł Pomocniczy COP sp. z o.o.,  nienaruszonym wojną stanie prawnym utraciła 90% swojego majątku produkcyjnego, a jej wspólnicy w obawie przed nową władzą rozproszyli się po świecie
.


Żołnierze radzieccy na terenie zniszczonych zakładów Jana Kroczki

Sierpień 1944 roku.


Zniszczona hala fabryczna po przejściu frontu nad Sędziszowem.

Sierpień 1944 rok.


             Na miejscu, w Sędziszowie pozostała nieliczna załoga fabryki i jej pracodawca,  założyciel i prezes zarządu  przedwojennej spółki Jan Kroczka. Z nadzieją na lepszy czas, wspólnymi siłami przystąpiono do odbudowy przedsiębiorstwa. Bieżące utrzymanie zapewniła im kooperacyjna współpraca z Zakładami Drzewnymi. Nie była to jednak produkcja wymarzona przez Kroczkę. Jego ambicje sięgały dalej, a biznesowy instynkt nakazywał poszukiwanie popytu na prosty, łatwy do wykonania i pożądany produkt. Taki, który zapewni biznesowy sukces jego spółce. Okazało się, że hitem tamtych czasów  były pierścienie uszczelniające typu „Simmera”,  gorączkowo poszukiwane przez zakłady naprawcze różnych typów powojennych samochodów. Podstawowym zadaniem „simmeringów” było i  jest nadal  uszczelnienie miejsc,  gdzie przekazywany jest ruch obrotowy. Najczęściej są to wyjścia wału z obudowy silnika spalinowego. Wkrótce spółka Kroczki stała się  monopolistą w produkcji i sprzedaży tych uszczelnień i jedynym ich producentem w Polsce.

 

Wywłaszczenie  drugie.

W takiej sytuacji na mocy zarządzenia Ministra Przemysłu Ciężkiego z 12 grudnia 1950 roku przedsiębiorstwo spółki Przemysł Pomocniczy COP sp. o.o. odbudowane biznesowo staraniem i kosztem jej założyciela Jana Kroczki, po raz drugi zostało z niej wyjęte i znacjonalizowane. O jakiejkolwiek rekompensacie nie mogło być mowy. Jego nowym właścicielem została Polska Rzeczypospolita Ludowa. Zaś sama spółka, jak wiele innych,  nie została formalnie zlikwidowana ani wykreślona z przedwojennego rejestru handlowego. Zatem  nadal istnieje zawieszona w minionym bycie prawnym. 

Wkrótce fabryka uzyskała status przedsiębiorstwa państwowego, nowa władza podporządkowała je Wojewódzkiemu Zarządowi Przemysłu Terenowego  i nadała nazwę Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Terenowego. Dyrektorem Zakładów mianowano Annę Będzowską z Rzeszowa, a ich przedwojenny twórca          i powojenny „odnowiciel”  Jan Kroczka  nadal kierował nimi ze stanowiska zastępcy dyrektora. W kwietniu 1953 roku zakłady przeniesiono do Centralnego Zarządu Przemysłu Motoryzacyjnego  i kolejny raz zmieniono ich nazwę na Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Motoryzacyjnego. Przed fabryką otworzyła się perspektywa  inwestycji i rozwoju produktowego. Jednak zaledwie 48 - letni Jan Kroczka w apogeum sił twórczych , niestety nie dobrowolnie, z żalem pożegnał się ze stworzoną przez siebie fabryką.  Wraz z rodziną zamieszkał w Mszanie Dolnej, gdzie dalej aktywnie, jako przedsiębiorca, uczestniczył w życiu gospodarczym tego miasta.  Jego sędziszowskie biuro i dom z werandą zostały po latach zburzone. Tuż obok  państwowy właściciel, wystawił  nowy obiekt administracyjno-biurowy, nowe hale produkcyjne,  a fabryka sięgnęła po nowy produkt – samochodowe filtry powietrza, którymi zawojowała rynki całej Europy. Dzisiaj – po wielu przejściach - okrzepła na rynku i nosi dumnie nazwę PZL SĘDZISZÓW SA.

Andrzej Antoni Skarbek

Stowarzyszenie Historyczne ODROWĄŻ.

 

 

W publikacji wykorzystano:

Szkice z dziejów Sędziszowa Młp -- KAW 1983 rok

Archiwum FW „PZL- Sędziszów”

Rozwój Obrabiarek Skrawających – Maciej Matuszewski.

 

 

poniedziałek, 30 października 2023

 

 

SĘDZISZOWSKIE ZAKŁADY DRZEWNE

Listopad 1949 roku był deszczowy.  Jednak - jak donosi portal Kalbi.pl - w jedenastym dniu  miesiąca,  w imieniny Marcina świeciło słabe, jesienne słońce. Zapowiadało ciężką zimę, bo „Jak Marcin z chmurami, niestateczna zima przed nami”. Ale chmur nie było. W siedzibie Zakładów Przemysłowych Sędziszów Małopolski sp. z o.o. prezes jej Zarządu inż. Edmund Jurkowski podpisywał z ciężkim sercem protokół przekazania przedsiębiorstwa Spółki we władanie Państwa. Od tej chwili fabryka miała nosić nazwę Krakowsko - Śląskie Zakłady Przemysłu Drzewnego w Krakowie, Zakład nr. 17 w Sędziszowie Małopolskim.

Mimo, że od 3 stycznia 1946 roku obowiązywała ustawa o upaństwowieniu podstawowych gałęzi gospodarki narodowej to proces nacjonalizacji sędziszowskich zakładów drzewnych trwał aż trzy lata. Być może czekano, aż firma odbuduje swój potencjał po zniszczeniach wojennych? Być może niewątpliwy autorytet jej szefa inż. Jurkowskiego, jego niezwykle patriotyczna postawa w czasie okupacji powstrzymywała „nacjonalizatorów” przed natychmiastowym upaństwowieniem zakładów? A może fakt, że Jurkowski we wrześniu 1944 roku zawarł barterową umowę ze sztabem I Frontu Ukraińskiego na dostawę wozów dla radzieckiego wojska, w zamian zyskując ochronę pracowników i pomoc w odbudowie majątku fabryki? W konsekwencji kilku oficerów i około 600 żołnierzy wspólnie z polską załogą do marca 1945 roku odbudowywało  zniszczone wojną zakłady.

Państwo inwestorem strategicznym

Produkcję prowadzono niemal gołymi rękami, z pomocą  zaledwie pięćdziesięciu  ocalałych maszyn. Zatrudnienie więc  rosło, aby  pod koniec 1945 roku wynieść już około 300 pracowników.  Udziałowcy Spółki wyemigrowali i nie byli w zainteresowani odbudową jej finansów, ani majątku produkcyjnego. Narastały straty. Pozostawiony na placu boju znaczący udziałowiec i zarazem prezes zarządu inż. Jurkowski  gwałtownie poszukiwał pieniędzy i inwestora strategicznego. Nie udało się ze Społecznym Przedsiębiorstwem Budowlanym z Warszawy, być może więc w poczuciu odpowiedzialności za los załogi uznał, że takim inwestorem będzie państwo i podpisał protokół nacjonalizacyjny. Tym protokołem 11 listopada 1949 roku zakończył swoją  misję sędziszowskiego przedsiębiorcy.

Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Drzewnego.

Jego miejsce - dyrektora byłego już przedsiębiorstwa spółki - zajął Tadeusz Wójcik -według byłych pracowników – „legenda tej fabryki”. Zakład po zmianie kierownictwa przystosowywał się do nowej sytuacji. Załoga, żyjąca w niepewności co do swoich dalszych losów,  z trudem odbudowywała zaufanie do państwowego właściciela firmy. Mimo to nie szczędząc wysiłków poprawiono w fabryce  organizację produkcji i jej rentowność. To zaś spowodowało, że państwowy właściciel 1 stycznia 1951 roku usamodzielnił finansowo Zakład nr 17, wprowadził w nim pełny rozrachunek gospodarczy i zmienił jego nazwę na Sędziszowskie Zakłady Przemysłu Drzewnego. W tamtych czasach usamodzielnienie finansowe przedsiębiorstwa, przy kompetentnym kierownictwie, niesamowicie wzmacniało jego wizerunek i potencjał rozwojowy. Państwowy właściciel przedsiębiorstwa  tym samym otworzył zakładom drogę do kredytów inwestycyjnych,  które umożliwiły masywną rozbudowę fabryki. Wkrótce Zakłady w oparciu o zmodernizowane przez własnych inżynierów  przedwojenne projekty stały się monopolistą w produkcji rodziny wozów gospodarczych. W latach 1951 do 1960 corocznie  wytwarzano ich około 10 tys.  Niemalże cała  produkcja zakładów trafiała do państwowych i spółdzielczych gospodarstw rolnych. Rolnicy indywidualni z zazdrością patrzyli na estetyczne, funkcjonalne i trwałe pojazdy produkowane w sędziszowskiej fabryce. Niektórzy z nich zaopatrywali się w nie na rynku wtórnym lub na rzadko  organizowanych wyprzedażach.


                Jeden z kilku modeli wozów gospodarczych produkowany w latach 50-tych w Sędziszowie.

 

poniedziałek, 9 października 2023

 

Cukrownia „Ropczyce”

JAK FENIKS Z POPIOŁÓW

 

Minęło właśnie 50 lat od decyzji Komisji Planowania przy Radzie Ministrów PRL o lokalizacji w Ropczycach ogromnej, jak na owe czasy, fabryki cukru.  Podobno decyzję tę miał „wydeptać” na partyjnych i rządowych korytarzach ksiądz dr Jan Zwierz charyzmatyczny wychowawca młodzieży oraz niestrudzony działacz społeczny. Takie same cukrownie, będące wyłącznym dziełem polskich inżynierów, budowano równolegle w Glinojecku na Mazowszu i na Węgrzech w miejscowości  Kaba.



                                                            Teren przyszłej cukrowni.

Stoi z lewej  ks. dr Jan Zwierz, obok dyrektor budowy inż. Rajmund Siemion z pracownikami rzeszowskiej Przemysłówki, generalnego wykonawcy tej inwestycji.

      Polski przemysł cukrowniczy należy do najstarszych w Europie. Tradycja produkcji cukru z buraków cukrowych (beta vulgaris) rozpoczęła się w 1801 roku, kiedy to zbudowano pierwszą na świecie buraczaną cukrownię w Konarach na Dolnym Śląsku. Technologię tę wynalazł i opracował  inż. Franc Karl  Achard. W oparciu o nią w roku 1845 Kazimierz hr. Łubieński, w swoim majątku Łubna,  wybudował drugą w Europie fabrykę cukru buraczanego. Od tego czasu  polscy ziemianie rozpoczęli uprawę buraków cukrowych i wytwarzanie z nich cukru w budowanych przez siebie cukrowniach. Były to małe zakłady o niskiej wydajności i stosunkowo wysokich kosztach produkcji.

         W pobliskim Sędziszowie, z inicjatywy Artura hr. Potockiego w 1869 roku założono  spółkę by ta zbudowała cukrownię i rafinerię cukru. Niestety kapitał zakładowy spółki  okazał się niewystarczający. Nie udało się utworzyć odpowiedniej bazy surowcowej,  buraki  miały niską zawartość cukru, przeroby dobowe były zbyt skromne, amatorska organizacja pracy i brak nadzoru technologicznego po 18 latach istnienia sędziszowskiej cukrowni doprowadziły do jej likwidacji. Pozostały długi, które Potocki spłacał z wyprzedaży majątku spółki.